środa, 20 maja 2015

Rozdział III

Stuknęło nam 1000 wyświetleń, dziękujemy bardzo! Nawet jeśli połowę z nich wyklikała tess., to wciąż miłe – dzięki, że jesteście z nami. Do czytania polecamy TO.
Czyżby akcenty JuHaku na koniec stawały się naszą tradycją?


~*~


Nie wiedział za bardzo, co się dzieje, kiedy rano wstał przy standardowej pobudce, każącej im się zbierać na śniadanie. Prędzej umrze, niż przełknie teraz tę breję z kaszy, uznał, gdy oddychał ciężko, omotany swoim śpiworem, walcząc z ogarniającymi go mdłościami i przeraźliwym bólem głowy. Nie chciał być jednak siłą skopany z posłania, dlatego w końcu z ciężkim westchnieniem usiadł, przecierając oczy.
I niemal od razu się położył, sycząc cicho, z przerażeniem i niezrozumieniem uświadamiając sobie, jak bardzo boli go dół pleców. W pierwszej chwili zaczął się zastanawiać, czy jednak nie był ranny, czy nie oberwał gdzieś na froncie, ale nie, nic takiego nie miało miejsca. Więc dlaczego...
Otworzył ze zgrozą oczy i odrzucił śpiwór, patrząc na swoje nogi. Dlaczego był bez spodni? I tak zupełnie bez niczego, od pasa w dół? I dlaczego jego uda i brzuch były brudne od zaschniętej...
Zaklął głośno, zaciskając powieki, gdy mimo bolącej głowy połączył fakty. Nie, niemożliwe. Nie przespał się z facetem. Nie był żadnym pierdolonym pedałem. Brzydził się ludźmi takimi jak oni. Niemożliwe, po prostu niemożliwe, żeby to się wydarzyło, żeby na to pozwolił. I żeby to jeszcze on był na dole! Aż znów poczuł mdłości, tym razem niespowodowane kacem.
Na drżących nogach podniósł się z materaca, szukając swoich spodni i zamarł, gdy znalazł je wraz z czarnymi, długimi włosami wkręconymi w jego rozporek. Nie było opcji, w tym oddziale tylko jeden facet takie miał, doskonale poznawał te kudły. I miał szczerą nadzieję, że bolało jak skurwysyn, gdy je tracił.
Pozbierał się nie bez trudu, czując, jak ból huczy mu w głowie, a żołądek tak potwornie go ssie. Jednak nie wyobrażał sobie zjedzenia czegokolwiek, prędzej by się porzygał, co i tak zdarzało mu się w ostatnim czasie aż nazbyt często. A do tego prócz alkoholowego kaca męczył go też ten moralny. Jak mógł pozwolić, by jakiś facet przeorał mu tyłek? A do tego kto? Jego pieprzony, kurwa, dowódca. Alibaba niejasno kojarzył to przeraźliwe, bolesne uczucie spełnienia, tę ulgę, gdy jego ciało opuszczało wszystko, co nagromadziło się w nim na froncie.
Wzdrygnął się na samo wspomnienie zakończonej misji. Nie. Nie będzie o tym myślał. Czuł się zbyt gównianie, żeby jeszcze dręczyły go wyrzuty sumienia. Jak na razie nie miał nawet siły, żeby porządnie się wkurwić za to, że ktoś go przeruchał, choć było to takie upokarzające. A już zwłaszcza, że czuł tę rozluźniającą pustkę. Kurwa. Czyli jednak był pedałem? Lubił w dupę? Może jednak powinien zdechnąć i skończyć swoje gówniane życie.
Czuł się, jakby nie spał kilka dni, a jego ciało ktoś rozwałkował. Już nawet nie miał siły myśleć, jak bardzo boli go dupa, dlatego po prostu wziął ze stołówki chleb, który im dawali do tych cholernych krup i wyszedł na zewnątrz. Jak miał rzygać, to chociaż nie będzie dolewał do wspólnego gara, bo cholera wie przez ile jeszcze będą jeść to gówno.
Mielił w ustach kawałek kromki, gapiąc się bez celu przed siebie. Za chwilę powinny się zacząć ćwiczenia, ale z tego, co widział, dowódcy nieszczególnie kwapili się z pospieszaniem oddziału. Najwyraźniej chociaż w tym byli ludzcy. Zresztą pewnie każdy z nich cierpiał na takiego samego kaca jak on. Jemu pewnie nawet by się nie chciało dręczyć tych wszystkich zasrańców, którzy pół nocy chlali, a drugie pół spędzili oddając wszystko z nawiązką.
Drgnął, gdy z wspólnej stołówki ktoś wyszedł i uniósł zdziwiony brwi, gdy okazało się, że to ta czerwonowłosa dziewczyna. Ona nie zwróciła na niego szczególnej uwagi, siadając kawałek dalej na ziemi i w ciszy zajmując się swoim śniadaniem. Nie wyglądała na kogoś, kogo męczy kac. Kogo męczy cokolwiek. Wyglądała tak… normalnie. Miała jakieś otarcia na rękach, ale nie było to nic poważnego, poza tym zdawała się być nawet wyspana. Nie piła wczoraj? To było nawet możliwe? Poczuł się jeszcze gorzej, gdy pomyślał, że ona po prostu przez to przeszła, jakoś to przeżyła, poradziła sobie z tymi wszystkimi emocjami. A on potrzebował wyrzygać swoje flaki na trawniku i zostać wyruchany przez innego żołnierza, żeby się jako tako ogarnąć. Nie rozumiał tego.
Ale była kobietą. Kobiety były silne psychicznie, przynajmniej tak słyszał. Dlatego świetnie sprawdzały się w wojsku na funkcji psychologa czy lekarza, bo nie ruszało ich aż tak to wszystko wokół. Co więc ta robiła na froncie?
Obserwował w milczeniu, jak kilku żołnierzy dosiada się do niej, zaczepiając ją, jednak nawet na nich nie patrzyła, zajęta swoim śniadaniem. Jak mogła być taka opanowana? Nawet kiedy jeden z mężczyzn pociągnął ją za włosy, ta tylko odtrąciła jego rękę, odsuwając się kawałek dalej. Alibaba nie wiedział, czy sam miałby w sobie tyle spokoju, a do tej pory ani razu nie widział, by tamta się zdenerwowała, chociaż zaczepiali ją dość często, jeśli nie powiedzieć, że prawie cały czas. No tak, w końcu była dziewczyną, podejrzewał, że nie tylko jej brak siły fizycznej był powodem drwin, a część wojskowego bydła była po prostu znudzona gejowskim seksem. Dziewczyna w łóżku z całą pewnością byłaby miłą odmianą, co zresztą powiedział na głos jeden z żołnierzy, przysuwając się do niej i odgarniając jej włosy z twarzy. Alibaba nie ruszył się z miejsca – już raz jej pomógł i co mu to dało? Dziewczyna nawet mu wtedy nie podziękowała. Zresztą Judal miał rację z tym, co mu wtedy powiedział – to było wojsko, jeżeli ktoś tego nie rozumiał, powinien wypierdalać. Albo się dostosuje do panujących tu reguł, albo zginie. Bo mogło być inaczej?
Chleb utknął mu w gardle, gdy dziewczyna po prostu wstała i z miejsca powaliła tamtego mężczyznę na ziemię, przyduszając go butem. Patrzył na to nieruchomo, zdziwiony i zaskoczony, zwłaszcza że żołnierz walczył, próbując się uwolnić, ale ta po prostu przy nim klękła, więżąc go żelaznym chwytem rąk i nie pozwalając na jakąkolwiek swobodę. Kojarzył tego człowieka, zdawał sobie sprawę, że nie był mięczakiem, więc jakim cudem?! Mężczyzna chyba miał podobne odczucia, bo klął głośno, próbując się wyrwać, ale ruda miała jego protesty kompletnie gdzieś, gdy po prostu na nim usiadła, blokując mu ręce, po czym wróciła do śniadania.
Reszta żołnierzy niemal tarzała się ze śmiechu, z czego kompletnie nie był zadowolony ten, na którym siedziała dziewczyna. Mężczyzna kopniakiem wytrącił jej miskę z rąk, która z brzdękiem potoczyła się po ziemi. Zrzucił ją z siebie, łapiąc zaraz za przód bluzki, lecz ona patrzyła na niego tak bezemocjonalnie, jakby to nie robiło w ogóle na niej wrażenia. Alibaba zaczął się podnosić, gdy wyraźnie wściekły facet unosił pięść, z całą pewnością nie mając przyjacielskich zamiarów, ale ktoś go uprzedził.
– Hej! Co to, kurwa, ma być?! – krzyknął Judal, idąc w ich stronę razem z Hakuryuu. – Co to za pierdolone bójki?!
– Ta mała suka… – zaczął tamten, lecz zaraz zajęczał głośno, gdy dziewczyna zacisnęła palce na jego nadgarstku, odciągając jego rękę od siebie. – Ty, kurwa…
– Dość! – warknął Judal, popychając oboje. – Chcecie biegać cały dzień wokół obozu? – wydarł się. – Albo może szorować pierdolone kible?! Jak, kurwa, stoisz?! – Pchnął mężczyznę w pierś. – Baczność, kurwa twoja mać!
Zarówno mężczyzna jak i dziewczyna stanęli na baczność. I o ile ona była spokojna, wręcz beznamiętna, o tyle on aż purpurowy na twarzy ze złości.
– Mało wam, kurwa?! – Zmierzył ich wściekłym spojrzeniem. Judal wyglądał na naprawdę wkurzonego, zwłaszcza, że chyba i jego dręczył kac. A potem odwrócił się, spoglądając prosto na niego i tego Alibaba już znieść nie mógł. Odwrócił wzrok, mimo wszystko czując, jak twarz pali go ze wstydu. I pomyśleć, że wczoraj mu się oddał, że ten idiota go pieprzył… Zrobiło mu się na tyle niedobrze, że nawet nie myślał o dokończeniu śniadania. Po prostu nie był w stanie spojrzeć mu w oczy, nie teraz, nie po wczorajszym wieczorze.
Kątem oka widział, że Hakuryuu podchodzi do dziewczyny i przygląda jej się bez słowa, najwyraźniej sprawdzając, czy się nie zraniła. To było dość prawdopodobne, w końcu w wojsku nikt nie szczędził siły, nawet w głupich bójkach, jednak ta tylko pokręciła głową, wyprostowana dumnie, z wysoko uniesioną brodą. W tamtej chwili aż jej tego zazdrościł, że mimo wszystko potrafiła być taka chłodna i opanowana, że potrafiła zachować się z godnością w takim miejscu jak to. Że wciąż potrafiła udowodnić, że jest człowiekiem.
Może i w wojsku należało się dostosować do reguł. W przeciwnym przypadku czekała cię śmierć. Jednak ten krótki, poranny incydent pokazał mu, że mimo wszystko te reguły można jeszcze narzucać, tak jak zrobiła to dziewczyna, nie pozwalając się dotknąć. Co sprawiało, że była taka pewna siebie?
Przyglądał jej się co jakiś czas na porannych ćwiczeniach. Chociaż początkowo dyszał ciężko, wciąż osłabiony kacem, to jednak w tym wysiłku znalazł swego rodzaju ulgę. Ból ramion był momentami nie do wytrzymania, zwłaszcza, gdy piach i kurz dostawały się do ran na jego dłoniach. Skąd je miał, tak w ogóle? Nie pamiętał, by się tak poranił na froncie. Jednak nie zastanawiał się nad tym za długo, po prostu skupił się na bólu, zaciskając zęby, zniżając się do następnej pompki. I jeszcze do następnej. I jeszcze jednej. I do kolejnej, chociaż czuł, że już nie może, że nadwyrężone mięśnie zaraz przestaną go słuchać.
– Postaraj się bardziej, kundlu.
Alibaba jęknął z zaskoczenia, gdy czyjś but wcisnął go w ziemię. Warknął pod nosem, czując, jak jego policzki zalewa gorąco. Kurwa, teraz już zawsze tak będzie? Zawsze będzie się czuł jak wypieprzona dziwka na ulicy?
Odetchnął głębiej, gdy Judal zabrał z niego nogę, lecz i tak nie dał mu spokoju. Kucnął przed nim, ciągnąc za włosy jego głowę do góry. Przez chwilę przyglądał mu się uważnie, po czym jego usta wykrzywił kpiący uśmieszek.
– Co blondynka ma wspólnego z pszczołą? – spytał, szczerząc zęby w paskudnie złośliwym uśmiechu, a Alibaba aż jęknął na głos. No kurwa mać. – No co, gadaj! – Szarpnął  jego włosami, domagając się odpowiedzi.
– Nie wiem, kurwa – warknął z rozpaczą.
– Obie lubią sobie pobzykać – roześmiał się, puszczając jego włosy i wstał, znowu przyciskając jego plecy butem. – Oj, dobry z ciebie kundel, ubawiłem się. – Otarł teatralnie łzę z oka.
Alibaba zgrzytnął na zębach ze złości. Gdyby to nie był jego dowódca, to by mu wpierdolił. A może i tak powinien to zrobić? Tylko czy nie pokaże tym, jak bardzo go to denerwuje? Prędzej sprowokowałby tym Judala do jeszcze większych, gównianych żartów z jego osoby.
– Ćwicz, psino, ćwicz, musisz mieć dużo sił na kolejne pukanie – zachichotał złośliwe, naciskając mocniej nogą, aż Alibaba sapnął zduszonym głosem, czując ból w klatce piersiowej.
– Jeb się – warknął, próbując się podnieść.
– Z tobą, kochanie, zawsze – parsknął, zabierając nogę z jego pleców i odwracając się. – Ale zapamiętaj, lepszy ból dupy niż kulka w głowę. Na razie, blondi!
Alibaba dyszał ciężko zarówno z wysiłku jak i ze złości. Dmuchnął wściekle w spocone włosy, które wchodziły mu do oczu. Jebany kutas. Najchętniej wpieprzyłby cały magazynek w tę jego cholerną mordę.
Potarł spoconą twarz dłonią, siadając na ziemi. Czuł, że śmierdzi zwietrzałym alkoholem, ale ten wysiłek, mimo że taki ciężki, pozwala mu w jakimś stopniu zwalczyć kaca.
Aż drgnął, gdy zdał sobie sprawę, że ktoś go obserwuje. Obejrzał się i zobaczył tę dziewczynę, która wpatrywała się w niego zmrużonymi, spokojnymi oczami, nim po prostu podeszła do niego, kucając przy nim.
– Źle to robisz – powiedziała, patrząc na niego bez większego zainteresowania, choć po chwili zmarszczyła brwi. – Spróbuj jeszcze raz.
– Co? – warknął na nią, wytrącony z równowagi.
– Źle ćwiczysz – powtórzyła, patrząc mu w oczy. – Pokażę ci, jak to robić.
Poczuł, że zalewa go fala złości. O nie, nie ma mowy, najpierw puknął go facet, który z jakąś sadystyczną przyjemnością upokarzał go na każdym kroku, a teraz będzie go instruować kobieta?! Nie pozwoli na coś takiego! Był facetem, do cholery, nie będzie mu babsko pokazywało, jak ma ćwiczyć!
– Obejdę się – mruknął, patrząc na nią z niechęcią. Czyli co, teraz i ona będzie się nad nim wywyższać? Nie był aż taki żałosny, nie chciał się zniżyć do tego poziomu.
– Patrz – mruknęła cicho, niezrażona jego odmową, gdy sama położyła się na ziemi w odpowiedniej pozycji. – Źle rozstawiasz łokcie, masz je tak – powieliła jego ruch. – A powinieneś mieć tak – rozstawiła ręce trochę szerzej, pod innym kątem.
– I co to zmienia? – zapytał kpiąco, patrząc na nią z góry.
– Nie ćwiczysz efektywnie – poinformowała go, zaraz wstając z ziemi i otrzepując krótko spodnie. – Poza tym łatwo o kontuzję.
– Świetnie – prychnął, patrząc na nią z dołu. Ta tylko rzuciła mu krótkie spojrzenie, by zaraz odejść na parę kroków i wrócić do swoich ćwiczeń.
Mimo wszystko posłuchał jej rady. Spróbował poprawić ułożenie rąk i… rzeczywiście, było łatwiej, przyznał z niechęcią. I nie bolało tak bardzo, nie nadwyrężał łokci. Skąd wiedziała? Co więcej, dlaczego tak mu się przyglądała, dlaczego mu pomogła? Czyżby wyglądał tak żałośnie jak się czuł? Że budził powszechną litość? Nie mogło być lepiej, do diabła.
Alibaba popatrywał na nią od czasu do czasu, zastanawiając się skąd ona się tutaj tak właściwie wzięła. Nie była pierwszą lepszą dziewczyną z rekruta. W ogóle nie była pierwszą lepszą, skoro posiadała taką siłę, by mierzyć się z mężczyzną.
Drgnął, gdy ich spojrzenia się spotkały i wrócił do swoich ćwiczeń. Jeszcze sobie pomyśli, że coś od niej chce, czy coś w tym stylu. Alibaba nie był nią zainteresowany, a już zwłaszcza żadnym facetem tutaj. Miał się na czym skupiać, takie idiotyzmy go nie kręciły.
Gdy był już cały mokry od potu, poszedł po wodę, by poczuć się chociaż trochę mniej do dupy niż się czuł. Zerknął na swoje dłonie, które wyglądały naprawdę niekoniecznie, zwłaszcza, że spędził tyle czasu dotykając nimi ziemi. Może powinien iść to opatrzeć? Tylko po co, poboli i przestanie, nie jest jakąś panienką, żeby latać z takimi rzeczami. Zagoi się.
Gdy wrócił z powrotem, aż przystanął, marszcząc brwi. Najwyraźniej nie wszyscy rozumieli proste komunikaty. Alibaba rozejrzał się, ale żadnego z dowódców nie było w pobliżu, pewnie to go tak ośmieliło.
Dziewczyna powiedziała coś z kamiennym wyrazem twarzy do faceta stojącego przed nią, co chyba mu się nie spodobało, bo złapał ją za włosy. Jednak nie na długo, bo jednym wyrzutem nogi zbiła go z pionu, wstając szybko. Mężczyzna też podniósł się niemal błyskawicznie, klnąc obelżywie.
Alibaba spojrzał po innych, ale nikt się nie kwapił do tego, by się wtrącać. A tymczasem dziewczyna, która marszczyła brwi, jakby w końcu coś ją poruszyło, nie czekała aż jej przeciwnik wykona jakikolwiek ruch, tylko po prostu kopnęła go z całej siły w kolana, aż ten krzyknął, zginając się w pół. Gdy tylko to zrobił, wypłaciła mu kopniaka w twarz, aż się przewrócił na plecy.
– Ty kurwo – warknął mężczyzna, łapiąc się za zakrwawiony nos.
Kopnęła go w bok aż jęknął z bólu. Alibaba uświadomił sobie właśnie, że ona była… przerażająca. Że była chyba nawet gorsza, niż Hakuryuu, na jej twarzy nie drgnął nawet jeden mięsień!
– Wstań – powiedziała spokojnie i Alibabę aż przeszedł dreszcz. Jak mogła być taka opanowana? Właśnie się z kimś, do cholery, biła! Chociaż dla ścisłości to ona była jak na razie stroną bijącą…
Zaklął w myślach, gdy dostrzegł Judala i Hakuryuu stojących nieopodal, ale których chyba nie dostrzegła cała reszta, zbyt skupiona tym, co się działo tuż obok. Jednak obaj najwyraźniej nie zamierzali interweniować, tylko się przyglądali, Hakuryuu jak zwykle z kamienną miną, a Judal ze zmarszczonymi brwiami i kpiącym uśmiechem na ustach.
Mężczyzna wstał z ziemi, plując krwią.
– Ty suko – warknął do niej. Dziewczyna wyprowadziła kopniaka w jego żołądek, jednak ten uchylił się, unikając go. Tego się najwyraźniej nie spodziewała, bo zachwiała się, co tamten natychmiast wykorzystał, przewalając ją na ziemię. Alibaba aż zacisnął powieki, gdy jej głowa z głuchym łoskotem uderzyła o grunt, a kiedy je uchylił, dostrzegł na jej twarzy swego rodzaju zniecierpliwienie. Nie ból, nie strach, nie złość, dziewczyna wydawała się po prostu czekać na okazję, kiedy będzie mogła wdusić tamtego mężczyznę w podłoże tak, by ten już nie wstał.
Serce na moment mu stanęło, gdy jej przeciwnik zaklął głośno i wyjął nóż przyczepiony do pasa. Podniosły się protesty, to jasne, że każdy miał ochotę na widowisko, ale jednak uczciwa walka była bardziej emocjonująca. Sam Alibaba zrobił krok naprzód, chcąc ich powstrzymać, jednak dziewczyna po prostu zerwała się z ziemi, łapiąc mężczyznę za nadgarstek, który szarpnęła, przy okazji wybijając się mocno z ziemi i uderzając go kolanem tuż przy łokciu.
Straszliwy krzyk i trzask łamanej kości wstrząsnął nimi wszystkimi, gdy wokół nagle zaległa cisza. Nikt się nie ruszał, patrząc z podziwem na dziewczynę, która od razu odskoczyła od mężczyzny, stając kilka kroków dalej i patrząc na niego intensywnie. Chociaż jej spojrzenie się zmieniło, przestało być tak idealnie obojętne, to wciąż było opanowane i dumne.
Drgnął, gdy usłyszał oklaski i spojrzał w stronę Judala. Dowódca klaskał głośno, podchodząc do nich i uśmiechając się szeroko, najwyraźniej zadowolony z wyniku bitwy.
– Niezłego masz kopa, koleżanko – powiedział, podchodząc do niej. Dziewczyna od razu wyprostowała się, unosząc wysoko głowę i stając przed nim na baczność. Alibaba ze złością poczuł, że jest po prostu zazdrosny. On był tutaj kundlem, a tamta laska koleżanką?! Gdzie tu była sprawiedliwość! Ale to fakt, zaimponowała mu, zaimponowała im wszystkim. Słyszał szmery wśród żołnierzy, każdy komentował jej zdolności.
Spojrzał na mężczyznę, z którym walczyła tamta; klęczał obok, dysząc ciężko z wściekłości, ściskając mocno połamane ramię i patrząc na nich z furią w oczach.
– A ty – Judal zwrócił się do niego z pogardą, marszcząc brwi – zabieraj swoją żałosną dupę do medycznego.
– Do piachu z nim! – krzyknął ktoś z dalszego rzędu.
– Szkoda miejsca w mogile – mruknął Hakuryuu, stając przy Judalu. Alibaba widział, jak ten uśmiechnął się lekko do dziewczyny, kiwając jej głową. Więc co, teraz tylko on będzie poniewierany?! Aż zaklął w myślach, patrząc na tę scenę z niechęcią. Może jeżeli sam złamie Judalowi rękę, to jego też uznają?
– Racja, robi się tam naprawdę ciasno – przytaknął Judal.
– I to w większości wasza zasługa.
Alibaba nie wiedział, dlaczego nie wrzasnął, słysząc za sobą czyjś głos. Odskoczył gwałtownie, oglądając się za siebie i gapiąc się z dudniącym sercem na młodego mężczyznę, którego widział tutaj pierwszy raz w życiu. Kto to, kurwa, był? I jak to się stało, że nie usłyszał, jak do niego podszedł?! Przecież był tak blisko!
Judal uśmiechnął się szeroko, niemal wilczo, patrząc na nowoprzybyłego.
– No przecież oddziały specjalne muszą dostarczać dużo mięsa – parsknął  ubawiony. – I co robisz, moja niunia prawie się posikała ze strachu, nie wiesz, że u nas ludzie są bardzo delikatni i wrażliwi? – Uśmiechnął się szeroko z czystą złośliwością na twarzy
Niu.. Co… Co? Co kurwa?!
Mężczyzna zerknął na niego i Alibaba miał ochotę… umrzeć. Albo chociaż umrzeć Judala. On go w końcu zapierdoli i już, już miał otworzyć usta, żeby mu się odszczeknąć i pewnie tego pożałować, ale mężczyzna położył mu rękę na ramieniu, klepiąc do lekko. Alibaba dopiero teraz dostrzegł jego stopień pułkownika i niemal zakrztusił się własnym językiem.
– Judal. – Mężczyzna zmrużył powieki, na no Judal uśmiechnął się tylko szerzej.
– Ja’far – powiedział tonem, jakby ostrzegał małe dziecko. Czy jego pojebało? Tak się odzywać do pułkownika?! Ale ten najwyraźniej był do tego przyzwyczajony, bo tylko westchnął krótko.
– Zabiję cię w końcu, jak będziesz spał – powiedział spokojnie. – Dowództwo cię wzywa.
– Mnie? – zdziwił się uprzejmie. – Ale po co?
– Rozwaliliście wszystkie budynki – odezwał się wolno, a jakaś mroczna nagana zabrzmiała w jego głosie. – Mieliście je odbić.
– I odbiliśmy! – stwierdził beztrosko, podchodząc do Ja’fara z szerokim uśmieszkiem na ustach. – Nikt nie mówił, że mają być w całości.
Alibaba zerknął na Hakuryuu, który zaganiał oddział do kolejnych ćwiczeń, po czym przeniósł wzrok na Ja’fara, zastanawiając się, czy może się oddalić, czy nie wypada, czy kurwa co. Stał więc, czując się jak ostatnia pizda, nie wiedząc, co ze sobą zrobić, dopóki Judal nie klepnął go z impetem w plecy.
– Niunia, idź się czymś zajmij – powiedział, uśmiechając się złośliwie, a Alibaba miał ochotę wydrapać mu te czerwone oczy. Ale nie, przy pułkowniku nie wypadało, zrobi to potem. – Dorośli muszą porozmawiać, idź się pobaw w piaskownicy czy coś – zmierzwił mu włosy, a chłopak stłumił w sobie przekleństwo, które cisnęło mu się na usta. Pożałował, że był tak niezadowolony ze swojej pozycji kundla, nowe przezwisko było jeszcze gorsze.
Zasalutował pułkownikowi, po czym oddalił się do reszty żołnierzy. Dostrzegł Hakuryuu siedzącego przy Morgianie, ocierającego ręcznikiem ranę na jej głowie. Wcześniej tego nie dostrzegł, jako że dziewczyna miała czerwone włosy, ale teraz wyraźnie widział, jak długie kosmyki były oblepione krwią. Jak dobrze, że Kouhy nie było nigdzie w pobliżu, nie dałby jej żyć. Choć zresztą, co on się przejmował? Może ten pojeb w końcu by się od niego odczepił, znajdując nowy obiekt westchnień.
– Hej, nowy! – zawołał do niego Hakuryuu i Alibaba mimo wszystko odczuł ulgę, gdy ktoś w końcu odezwał się do niego tak… normalnie. – Odprowadź Morgianę do namiotu medycznego – polecił, na co dziewczyna tylko spojrzała na niego tym swoim przenikliwym wzrokiem.
Morgiana. Więc tak miała na imię. Nawet się nie łudził, że jego imię ktokolwiek pamięta.
– Nie trzeba – powiedziała cicho, spokojnie.
– Trzeba – rzekł stanowczo tamten, wstając z miejsca.
– Trafię sama – zaprotestowała, samej ujmując kawałek materiału, który przycisnęła do rany.
– To rozkaz – Hakuryuu był nieugięty, gdy rzucił im ostre spojrzenie. – W tej chwili.
To było wojsko, pieprzone wojsko. Tutaj każdy żołnierz był na równi, każdy musiał przestrzegać tych samych reguł. Nie było wyjątków, nie było faworyzowania. Zawsze znajdowały się jednak jednostki idealne do bicia i choć wcale nie był z tego dumny, to zdawał się być jedną z nich. Judal powiedział im już raz, że jeżeli nie dają rady, jeżeli nie rozumieją prostych zasad, które tu panują, to mają wypierdalać.
Alibaba doskonale to wszystko rozumiał, podejrzewał, że Hakuryuu jest tego jeszcze bardziej świadomy. Dlatego kompletnie nie potrafił pojąć, dlaczego na jego oczach pokazywał szacunek dziewczynie, dlaczego traktował Morgianę tak… inaczej. To było wojsko! Tutaj nie było płci, tutaj nieważne było, że kobieta, Judal sam go tego nauczył, już pierwszego dnia! Był pewien, że gdyby to on był ranny, to Hakuryuu tylko by go zbył machnięciem ręki, ewentualnie nazywając bezużytecznym śmieciem, skoro dał się zranić.
Obydwoje odeszli bez słowa, salutując krótko. Alibaba milczał, idąc ramię w ramię z Morgianą, jednak i ona nie wyglądała, jakby chciała cokolwiek mówić. Nie wiedział, czemu czuł się tak niewygodnie z tą ciszą i miał ochotę ją przerwać. Może dodatkowo irytował go fakt, że ona była taka spokojna, taka kamienna, mimo rozbitej głowy, mimo że istnieje możliwość, że ma wstrząs mózgu. Czy ona była jakimś robotem?
– Dobra walka – mruknął pod nosem po dłuższym czasie, lecz dziewczyna i tak spojrzała na niego, kiwając po chwili głową.
– Nie był silny – odezwała się, a jej głos brzmiał, jakby nie używała go zbyt często. Taki jakiś…
– Ale ze trzy razy większy od ciebie – zauważył, dostrzegając niedaleko namiot medyczny.
– Gorzej dla niego – stwierdziła i Alibaba miał wrażenie, że jej usta wygiął delikatny uśmiech.
Gdy weszli do namiotu medycznego, było w nim właściwie pusto. Kilka łóżek polowych było zajętych przez śpiących, opatrzonych żołnierzy, wokół których chodziły pielęgniarki, sprawdzając puls i opatrunki. Naprawdę dobre czasy w wojsku, że nikt masowo nie potrzebował pomocy lekarza. Albo może ginęli na miejscu i na pomoc było już za późno? Aż się skrzywił na tę myśl.
– Musicie poczekać – poinformował ich pielęgniarz. – Mamy badania w jednym oddziale, ale zaraz ktoś się wami zajmie, ja muszę najpierw poskładać jednemu rękę.
– Ja się nimi zajmę – odezwał się ktoś za Alibabą i Morgianą i oboje aż drgnęli. Chociaż Alibaba i tak miał wrażenie, że to on był bardziej zaskoczony.
– Pan major. – Pielęgniarz zasalutował, a Alibaba spojrzał na wysokiego, rudowłosego mężczyznę. Czy on go już nie widział czasem?
– Oddziały specjalne – mruknął major, mrużąc powieki. – Co ci się stało? – zwrócił się do Morgiany.
– Spadłam z łóżka – zameldowała, prostując się jak struna.
Oczywiście. W wojsku była podstawowa zasada, jeżeli chodziło o tego typu sprawy.
Usta mężczyzny uniosły się po chwili w kpiącym uśmiechu, jednak nie skomentował tego, tylko poprowadził ich w oddzielone miejsce, zajmując się opatrywaniem głowy dziewczyny. Gdy Alibaba usłyszał, że musi być szyta, aż mu się zrobiło sucho w ustach, jednak Morgiana kiwnęła na to głową z kamiennym spokojem wypisanym na twarzy. Patrzył więc, jak mężczyzna pozbawia ją części włosów, by móc się zająć raną, jednak ta nie wyglądała na przejętą tym faktem. Nawet nie spojrzała na czerwone kosmyki opadające u jej stóp, wpatrzona nieruchomo przed siebie.
Przymknęła na chwilę oczy, gdy lekarz sięgnął po igłę i zaczął zakładać szwy. Jej twarz nie okazywała żadnego bólu czy napięcia, była w tej chwili taka przerażająco pusta, że Alibaba zaczął się zastanawiać, jak on by zareagował w takiej sytuacji. Nie żeby bał się bólu, ale przyjmowanie go z takim spokojem wydawało mu się być po prostu nieludzkie.
To, że podczas nakłuć wstrzymywał oddech, dotarło do niego dopiero wtedy, kiedy było już po wszystkim i Morgiana wstała, przeczesując wciąż usztywnione krwią włosy. Mężczyzna spojrzał tym razem na niego, lustrując go od stóp do głów.
– A tobie coś dolega? – zapytał w końcu, najwyraźniej nie dostrzegając u niego żadnych poważniejszych obrażeń.
– Mi? Mi nie. – Wyprostował się, ze zmieszaniem pocierając dłonią szyję. Przecież nie powie, że odprowadzał ranną dziewczynę, nawet w jego głowie brzmiało to tak głupio. Co ten Hakuryuu wymyślił?!
Tamten jednak bez słowa chwycił go za nadgarstek, oglądając jego rękę, zaraz sprawdzając też drugą.
– Ciasne macie te łóżka, że tak z nich spadacie – zakpił, sadzając go na stołku i obmywając jego dłonie czymś piekącym. Alibaba robił co mógł, żeby się nie skrzywić, zwłaszcza, że Morgiana dopiero co dała świetny popis ze swoimi stalowymi nerwami. Nie odezwał się na tę zaczepkę, nie bardzo wiedząc, co mógłby odpowiedzieć, skoro nawet sam nie pamiętał, skąd miał te rany.
Mimo wszystko nie rozumiał. Przecież powiedział, że jest w porządku. Że nic mu nie dolega. Dlaczego ten mimo wszystko upierał się, by sprawdzać każdą rankę, każde draśnięcie? To nie były wielkie rzeczy. Ludzie na froncie umierali, tracili kończyny, mieli rany od strzałów i od noża, popalone od wybuchów ciała, a on interesował się, co robi na jego dłoniach kilka otarć.
Wzdrygnął się, gdy mężczyzna popatrzył mu prosto w oczy z niezwykłą czujnością i uwagą. No… o co mu chodziło? Przecież nic nie mówił, nic nie robił, nie narzekał, że to gówno go piecze. W sumie nie było to takie złe, dało się to znieść.
– Widzę, że już w porządku – mruknął wolno, przecierając mu dłonie gazą.
Ale… ale o co chodzi? Alibaba przypatrywał mu się w milczeniu i dopiero po chwili przypomniał sobie, gdy już spotkał tego mężczyznę. Wczoraj, gdy wrócili z frontu. To on go opatrywał, to on kazał mu się napić. Zmieszał się pod tym jego uważnym spojrzeniem, czując się jak dziecko, nad którym wszyscy muszą się trząść. To było… upokarzające. Był facetem, żołnierzem, nie potrzebował niczyjego współczucia, do diabła.
– Wojskowy kompot działa na wszystko – burknął pod nosem, gdy jego zranienia zostały czymś posmarowane. I po co to wszystko? Przecież i tak zaraz to zabrudzi i znowu będzie go boleć.
Mężczyzna uniósł brwi z lekkim zaskoczeniem, po czym parsknął cicho pod nosem.
– Powinniśmy go rozdawać każdemu choremu – stwierdził, ściągając jednorazowe rękawiczki.
– Dokładnie, lek na wszystko – uśmiechnął się krzywo.
– Kouen, jesteś tutaj? – Zza parawanu wychyliła się czyjaś głowa i Alibaba z zaskoczeniem zauważył, że przybysz jest niezwykle podobny do… Kouena.
– Jestem, czego chcesz? – spytał, wyrzucając rękawiczki do kosza.
– To żadna epidemia. – Mężczyzna przewrócił oczami, wzdychając ciężko. – To pieprzony oddział wypił jakąś gównianą wódę i to dlatego zaraz będziemy pływać w tym łajnie.
– Czyli nie opatentujemy kompotu – mruknął Kouen, też wzdychając, a Alibaba powiercił się na krześle. Czemu wszyscy wiecznie rozmawiali przy nim, a on nie wiedział, co ma zrobić i jak się oddalić?
– Co? – Tamten spojrzał na niego wyraźnie zbity z pantałyku.
– Nic. Jak pilnujesz swój oddział? – Spojrzał na niego groźnie.
– Ja? – zamrugał zaskoczony.
– Ty, Koumei – mruknął z irytacją.
Alibaba przyglądał się im dłuższą chwilę. No dobra, może nie byli jakoś uderzająco podobni, o ile Kouena ze spokojem można było nazwać przystojnym, rosłym mężczyzną, tak Koumei miał pełno blizn na twarzy. Jakby go podziobały szpaki albo coś. I do tego niechlujny, dość mizerny wygląd… Aż chrząknął, zdając sobie sprawę ze swoich dziwacznych myśli, odwracając głowę.
– Mogę wracać do ćwiczeń? – mruknął tylko cicho, nie wiedząc za bardzo, czy ma prawo odezwać się pierwszy. Jeżeli Judal zdąży wrócić od dowództwa i kapnie się, że przyszedł tutaj, chociaż tak naprawdę nic mu nie było, to będzie skończony.
– Tak – mruknął tylko mężczyzna, przyglądając mu się jeszcze chwilę, jakby szukając jakichś ran, które Alibaba rzekomo miałby przed nim zataić, po czym podniósł się i udał się za drugim lekarzem. On również wstał, podchodząc do Morgiany, która czekała na niego z taką miną, jakby to ona go tu przyprowadziła, a nie on ją, co zirytowało go jeszcze bardziej.
Odruchowo spojrzał na jej włosy, które teraz miały fragment dużo krótszych kosmyków, obciętych tuż przy jej głowie. Wyglądało to dość dziwnie, choć w wojsku nikt na takie rzeczy nie zwracał uwagi. To były tylko włosy. Niektórzy ludzie nie mieli nogi i to nie wydawało się nikomu dziwne, więc brak włosów w jednym miejscu absolutnie nie stanowił problemu.
– Możesz je związać – mruknął mimo wszystko, wciąż jej się przyglądając – Jeżeli zrobisz je o tak – sam chwycił swoje przydługie już włosy, zgarniając je pięścią w małą kitkę na boku głowy, w miejscu gdzie Morgiana miała ranę – to nie będzie widać.
Aż się potknął, gdy dziewczyna spojrzała na niego z zaskoczeniem, otwierając szerzej oczy. Powiedział coś nie tak? Uraził ją? Aż pożałował, że w ogóle się odezwał, to było głupie. A zresztą, ona mu dzisiaj pomogła przy ćwiczeniach, skopała i złamała rękę mężczyźnie, a on jej pokazuje, jak czesać włosy?! Kto tu w ogóle myślał o takich rzeczach! Poczuł się jak skończony idiota. Naprawdę był żałosny, wychylać się z nikłymi zdolnościami fryzjerskimi w miejscu takim jak to.
Morgiana tylko kiwnęła w milczeniu głową, ponownie spoglądając pod siebie, więc Alibaba tylko parsknął z zażenowaniem, również patrząc na ścieżkę. Naprawdę, on to potrafił dojebać do pieca.
Mimo wszystko zdumiał się, gdy zobaczył ją później w przerwie na obiad, gdy zaczesała włosy dokładnie tak, jak jej zasugerował. Co prawda czerwone kosmyki sterczały we wszystkich kierunkach, jak gdyby dziewczyna nie miała zbyt dużej wprawy w czesaniu, jednak nie wyglądało to tak źle. Raczej po prostu pociesznie, o ile można było użyć takiego słowa w miejscu takim jak to, zwłaszcza że Morgiana nadal miała ten kamienny, spokojny wyraz twarzy.
Ich spojrzenia spotkały się na moment, więc mimo wszystko uśmiechnął się lekko i uniósł kciuk do góry. W jakiś dziwaczny sposób poczuł satysfakcję, gdy kąciki ust dziewczyny również się uniosły.
Całe popołudnie spędzili na torze przeszkód a Judal darł się na nich i poganiał, jakby faktycznie miało ich coś gonić. Alibaba podejrzewał, że ten po prostu się na nich wyżywa za opierdol od dowództwa. Ale cóż, to było wojsko, starszy rangą zawsze gnębił młodszego, tak już było na tym zasranym świecie.
Gdy poszli na kolację był naprawdę, naprawdę zmęczony i brudny od błota tak, że miał wrażenie, iż nigdy się nie domyje.
Wyszorował tylko ręce w beczce z deszczówką, z dziwnym, kotłującym mu się w żołądku uczuciem przypominając sobie o majorze, który opatrywał mu te dłonie. Mówił, że to bez sensu, jego ręce wyglądały okropnie. Z westchnieniem wyrzucił z głowy te myśli i poszedł po jedzenie. Zapewne nie tylko on się ucieszył, że na kolacje nie było kaszy, a każdy dostał naprawdę kawał dobrego mięsa. Alibabie przemknęła przez głowę myśl, że dobrze by było, gdyby to nie było ludzkie mięso i z obrzydzeniem odrzucił te rozważania, bo był naprawdę głodny.
Uniósł zdumiony brwi, gdy dosiadła się do niego Morgiana i bez słowa zaczęła jeść swoją porcję. Jednak nie skomentował tego, po prostu jedząc i przypatrując jej się od czasu do czasu. Była ładną dziewczyną, dopiero teraz to zauważył, gdy spięte włosy odsłoniły jej twarz. Co ona tutaj robiła, w wojsku, w tym oddziale?
– Czemu tutaj jesteś? – spytał, zanim zdążył się ugryźć w język. Dziewczyna spojrzała na niego zdumiona i Alibaba zaklął w myślach.
– W sensie w wojsku – dodał, chrząkając, by zamaskować zmieszanie.
Dziewczyna milczała tak długo, że Alibaba przestał wierzyć, że w ogóle otrzyma od niej jakąkolwiek odpowiedź, także drgnął zaskoczony, gdy ta ponownie się odezwała.
– Nie miałam dokąd pójść.
Spojrzał na nią, nie rozumiejąc, co ma na myśli. Jak to nie miała dokąd pójść?
– To znaczy? – mruknął, w końcu kończąc posiłek i z cichym westchnieniem odsuwając od siebie talerz. Dobre było. Morgiana z kolei wyglądała, jakby utknęła w połowie porcji, gdy wpatrywała się pustym wzrokiem w blat stołu.
– Nie mam miejsca, gdzie mogłabym się udać – powiedziała spokojnie, w końcu podnosząc wzrok i patrząc przed siebie. – I tak jestem tutaj.
Alibaba nie dopytywał, po prostu przyglądając się jej profilowi. Jak złe mogło być jej życie, jak samotne, skoro wolała wojsko? Skoro wybrała tę ścieżkę zabijania, ścieżkę śmierci?
Choć sam nie był lepszy. Również wybrał taką przyszłość. Albo i jej brak. Czy miał prawo ją osądzać?
– A ty? – zapytała w końcu, spoglądając na niego tymi spokojnymi oczami.
– Ja... – zaciął się, przyglądając się jej dłuższą chwilę, w końcu odwracając wzrok. – Nie byłem w stanie komuś pomóc. Kogoś uratować.
Morgiana milczała, słuchając go i nie przerywając. Zagapił się chwilę w swoje dłonie, wyłamując sobie nerwowo palce. Nie chciał o tym mówić, nie chciał o tym pamiętać, najchętniej to znowu by się upił, jak tylko o tym pomyślał.
– Wojsko to moja pokuta – mruknął w końcu, nie patrząc na nią, obserwując jak Judal znowu gnębi kilku żołnierzy, chociaż tak naprawdę wcale ich nie widział. – To moja kara.
Dziewczyna nie odezwała się, kiwając po prostu głową, a Alibaba był jej wdzięczny, że mimo wszystko nie współczuła mu, nie litowała się nad nim, nie próbowała go pocieszyć. Nie potrzebował tego, zresztą nawet nie spodziewał się takiej reakcji. Nie tutaj, nie w armii. Armia wychowywała twardych i silnych ludzi, nie było w niej miejsca na babranie się we własnej depresji, ktoś taki nie wytrzymałby życia tutaj i prędzej czy później skończyłby ze sobą. Alibaba nie miał depresji, pozbył się tego, żeby móc tutaj trafić, żeby móc... odpokutować własne błędy. Chociaż tak właściwie czy na pewno chce pokutować? Może po prostu szuka zemsty? To wcale nie było wykluczone, zapewne było wielu, którzy tego chcieli, których życie sprowadzało się do zabijania, bo każdy z wrogów miał twarz TEGO człowieka...
Alibaba nie widział twarzy zabójców Cassima i jego siostry. Tak właściwie nie pamiętał żadnego z zabójców. Pamiętał za to doskonale strach. Dzikie przerażenie na twarzach najbliższych sobie osób. Takie... nieludzkie, niemalże zwierzęce. Pamiętał ich twarze, gdy byli mordowani, te rzekę krwi, pamiętał jak dziś, jakby to się stało wczoraj. Niczego w życiu nie pamiętał tak wyraźnie jak właśnie tego, tego, że nie umiał nic zrobić gdy na jego własnych oczach i Cassima zabito jego małą siostrę, gdy zabito potem jego przyjaciela. To, że on przeżył, było przypadkiem, jakimś nienormalnym zarządzeniem losu, pieprzonym fatum... Wolałby umrzeć wtedy razem z nimi. Wolałby już na zawsze ich zapomnieć, niż przeżywać ich śmierć wciąż na nowo. Ale być może świat potrzebował takich ludzi, a właściwie to już nie ludzi, Alibaba nie czuł się takim samym człowiekiem. Nie czuł się w ogóle... nikim... Tylko skrzywiona psychiką. Może na świecie tacy byli potrzebni, może musieli być ludzie tacy jak on, tacy jak Morgiana, samotni do takiego stopnia, zdesperowani tym, że żyją tak bardzo, iż ich jedynym wyjściem było niesienie śmierci. W imię czego? To nie było ważne, każdy gdzieś w głębi własnego jestestwa wiedział za co, widział to w każdej wrogiej twarzy...
Drgnął gwałtownie, gdy przed nimi usiadł Hakuryuu, przyglądając im się bez szczególnego zainteresowania. Zerknął ponad jego ramieniem na Judala, który z Kouhą nadal dokuczali innym żołnierzom. Jak można było cały dzień spędzić na gnębieniu innych? Najwyraźniej kac ich kapitana różnił się od reszty.
– Jak rana? – Chłopak zwrócił się do Morgiany, ignorując Alibabę. Nie przejął się tym jakoś szczególnie, naprawdę chciał odetchnąć z ulgą, że to nie jego pora na bycie ciśniętym pod butem. Chociaż w porównaniu do innych żołnierzy, Hakuryuu był dla niego całkiem miły. Z kolei zupełnie nie potrafił zrozumieć jego nastawienia do tej dziewczyny. Czy to była troska?
– Wszystko w porządku – Morgiana wyprostowała się na ławie, patrząc tamtemu w oczy, dumna i spokojna. – To tylko draśnięcie.
– To świetnie – Hakuryuu zmierzył wzrokiem jej potargane włosy, zaczesane w ten nieszczęsny kucyk. Nie skomentował tego jednak, podpierając się łokciem o blat stołu.
Jaki był powód dla Hakuryuu? Jaki dla Judala, dla Kouhy? Dlaczego zabijali bez litości, można powiedzieć, że mordowanie sprawiało im frajdę? Co takiego stało się w ich życiu, że byli tacy wynaturzeni? Alibaba bardzo chciałby to wiedzieć, ale wystarczyło jedno spojrzenie tych różnobarwnych oczu i już wiedział, że dzisiaj nie jest tym dniem, w którym się tego dowie.
Kiwnął im głową, dziękując za posiłek i wziął swój talerz, zostawiając ich samych. Co prawda Morgiana siedziała sztywno jak kij od szczotki i nie wyglądała na kogoś, kto czuje się komfortowo przy rozmowie z przełożonym. Albo kto w ogóle wiedział, jak się rozmawia z ludźmi. Każde z nich przeżyło jakąś traumę, uświadomił sobie, spoglądając po ludziach zebranych przy stołach. Nie był jedynym, nie był wyjątkiem i to właśnie dało mu dziwnego rodzaju otuchę. Że tu należy. Że pasuje do nich.
Odniósł swój talerz pogrążony w myślach, a gdy wracał aż drgnął niespokojnie, gdy uświadomił sobie, że ktoś go obserwuje. Spojrzał na Kouhę, który uśmiechnął się do niego wyjątkowo lubieżnie i Alibabę aż przeszedł dreszcze po plecach. Szybko ruszył do wyjścia, pocierając dłonie o spodnie. Nawet nie wiedział, jak mocno je zaciskał. W tym tempie te zranienia nigdy mu się nie wygoją.


Judal przechadzał się między żołnierzami, którzy ćwiczyli walkę wręcz w dwójkach. Ci wszyscy idioci ślamazarzyli się dzisiaj tak, że miał ochotę nic nie robić, tylko kopać ich po dupach.
Zatrzymał się na chwilę przy blond niuni, przyglądając się, jak w obronie przyjmuje ciosy przeciwnika, po czym dostaje w pysk, chociaż było to tak niesamowicie łatwe do zablokowania. Chłopak otarł wargę i splunął krwią.
– Te, niunia – odezwał się ze złośliwym uśmiechem, patrząc jak spojrzenie chłopaka pochmurnieje, gdy tylko go zauważył. – Jak chcesz, żeby ktoś ci masakrował buźkę, to chociaż postaraj się, żeby się to działo na froncie, a nie na ćwiczeniach.
– Ta jest – burknął, znowu ocierając puchnącą już wargę.
– Nie słyszałem, kurwa!
– Tak jest! – zawołał, salutując. Judal uśmiechnął się krzywo, przechodząc koło niego i klepiąc go w tyłek.
– Dobry piesek z ciebie, blondi – zakpił, idąc dalej. Kawałek dalej ćwiczył Hakuryuu, milczący i wyniosły jak zawsze, kompletnie skoncentrowany na doskonaleniu samego siebie. Judal lubił przyglądać się jego treningowi i kpić sobie z niego, że bardziej nadawał się do jebanych klasztorów Shaolinu niż do wojska. Hakuryuu nie odpowiadał, w kilku ruchach potrafiąc położyć go na ziemię, jednak nawet to nie zniechęcało Judala do pokpiwania sobie z niego. Teraz też wyglądał jak jakiś zasrany mnich i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie towarzyszyła mu ta ruda dziunia, przez którą przerywał co jakiś czas ćwiczenia, by jej coś pokazać albo ją poprawić. Było w tym coś takiego, że Judal zacisnął mocno zęby. A jeszcze gorsze było to, że ona również ośmielała się go poprawiać, gdy to ona przerywała ćwiczenia, gdy ona dotykała barku czy ręki Hakuryuu, wymuszając na nim prawidłową postawę. Nikt nie miał prawa korygować, a już na pewno nie ta mała suka. Nie miała żadnych praw, by kłaść swoje łapska  na tym facecie.
Patrzył na to zmrużonymi oczami, zaciskając usta, zwłaszcza gdy dziewczynie udało się powalić Hakuryuu na ziemię. To zdarzało się niezwykle rzadko, dlatego tym bardziej się wkurzył, gdy tamten jej pogratulował. Nie kurwa, zaraz się porzyga, czemu ten opanowany facet nagle tak tracił w jego oczach?
Z warknięciem podszedł do nich i położył Hakuryuu rękę na ramieniu, odsuwając go na bok stanowczym ruchem, wręcz szarpnięciem, patrząc z mściwym uśmiechem na rudą.
– Brawo, słonko – zakpił, mierząc ją od stóp do głów, ale dziewczyna tylko się wyprostowała, stając na baczność. – Może spróbujesz szczęścia ze mną?
– Judal – mruknął ostrzegawczo Hakuryuu, próbując stanąć między nimi, ale ten nic sobie z tego nie robił, wstrzymując go ruchem ręki.
– Cofnij się, bo będziesz dzisiaj spać z kundlami na dworze – warknął do niego z niebezpiecznym błyskiem w oku, a Hakuryuu tylko zacisnął zęby, ale zrobił parę kroków do tyłu.
Dziewczyna była silna, to fakt, ale nie była od Judala szybsza. Zajęło to dłuższą chwilę, nim znalazł dogodny moment na wybicie się i podcięcie jej nóg, przez co upadła z łoskotem na ziemię. Naprawdę, nie mógł się powstrzymać, by nie poprawić, gdy chwycił ją za włosy i uderzył jej twarzą w ziemię, przyciskając jej policzek do zaschłego błota. Niech dziwka zna swoje miejsce i wie, że nic tutaj nie znaczy. Nic a nic.
– Judal – usłyszał warknięcie. Proszę, proszę, ktoś się zirytował? Jak pięknie, no doprawdy. Miał ochotę rozsmarować jej twarz na ziemi, jednak powstrzymała go milcząca, buzująca złością obecność za plecami. Zresztą co za przyjemność gnębić pokonanego?
Puścił jej włosy i aż uniósł brwi, gdy ta zaraz usiadła, potrząsając głową wyraźnie oszołomiona.
– Może jeszcze raz? – zakpił z krzywym uśmiechem.
– Judal – warknął Hakuryuu – daj spokój.
Jednak dziewczyna podniosła się nieco chwiejnie, stając w pozycji wyjściowej do walki.
– Widzisz? Nie ma jeszcze dość. – Spojrzał na Haku, uśmiechając się do niego wyzywająco i z kpiną.
Twarz Hakuryuu była jak wyrzeźbiona z kamienia z tym wyjątkiem, że jemu drgał policzek w hamowanej złości i nikt nie byłby w stanie nadać rzeźbie takich morderczych oczu. Kto by pomyślał, że będzie mu zależeć na jakieś rudej szmacie.
Podniósł się i stanął naprzeciwko dziewczyny. Zaraz też zaatakował ją, a ona mimo skołowania robiła całkiem dobre uniki i raz nawet prawie go położyła na plecy. Ha, była dobra,  ale znowu bez przesady.
Wykręcił jej ramię i zaraz podciął nogi, a ta ponownie z głuchym łupnięciem upadła na ziemię. Przycisnął ją butem, uśmiechając się z satysfakcją. Zerknął na Hakuryuu z kpiąco uniesioną brwią, jednak Haku wyglądał jakby zapanował nad emocjami i patrzył na niego obojętnie.
– Gratulacje, kapitanie – odezwał się, kiwając lekko głową.
– Co powiedziałeś? Bo chyba nie słyszałem – odpowiedział mu cicho, niemal słodko, dociskając dziewczynę butem. Hakuryuu patrzył na to z kamiennym spokojem, ale brew mu drgnęła, gdy w pewnym momencie dziewczyna sapnęła cicho, krzywiąc się.
– Powiedziałem, że gratuluję – wycedził lodowato, świdrując Judala swoim spojrzeniem z taką tłumioną złością, że ten aż uśmiechnął się szerzej.
– Ależ dziękuję – zamruczał, unosząc nogę, a gdy ruda chciała się podnieść, po prostu nadepnął jej na głowę. – Och, wybacz. – Spojrzał na nią kpiąco, unosząc brew, by zaraz znów spojrzeć na Hakuryuu, rzucając mu tym samym wyzwanie.
Hakuryuu jednak patrzył na niego w milczeniu, nie komentując ani nie wykonując żadnego gestu. Judal nie wiedział czy bardziej go to wkurwia, czy jest rozbawiony jego opanowaniem i ma ochotę go całkowicie zniszczyć. Wkurzyć, zirytować, rozdrażnić.
Z kpiącym uśmiechem spojrzał na dziewczynę, która usiadła, masując mostek.
– Musisz ją lepiej ćwiczyć – zamruczał, czerpiąc satysfakcję, że ta nawet na niego nie patrzy, nie podnosi wzroku. Dobrze. Trzeba znać swoje miejsce w hierarchii, wiedzieć, kiedy unikać konfrontacji, bardzo dobrze... Przeniósł spojrzenie na Haku, a oczy chłopaka zwęziły się nieco, zaś jego usta wygięły się ku górze.
– Uwierz, będę – powiedział lakonicznie.
Nie podobała mu się ta odpowiedź. Hakuryuu był jego, do jasnej cholery, nie powinien się oglądać za jakimiś małymi, rudymi szmatami, nieważne jak dobre by nie były. Co w ogóle robiła dziewczyna w wojsku? Spojrzał na nią, jednak ta nadal nie podnosiła głowy, dotykając palcami twarzy, na której zaczęła pojawiać się opuchlizna. I bardzo dobrze, może chłopak przestanie się tak za nią oglądać, gdy Judal już do reszty ją oszpeci.
– Wciąż mało? – zapytał, unosząc kąciki ust, gdy ta w końcu podniosła wzrok. Widział kątem oka, że wokół zaczęła robić się mała zbieranina, gdy żołnierze przerwali swoje ćwiczenia, by popatrzeć. Tym razem nie miał nic przeciwko, chciał ją upokorzyć na oczach wszystkich. Widział niedaleko swoją małą blond niunię, która znowu miała ten durny wyraz twarzy, jakby się wahała przed podejściem i powstrzymaniem go, pieprzona Matka Teresa.
– A może spróbujesz ze mną? – powiedział spokojnie Hakuryuu, odrzucając na bok kurtkę, pozostając w samym podkoszulku. – Panie kapitanie?
Judal tylko uśmiechnął się szerzej; perfekcyjnie.
– Czyżbyś był rycerzem? – zakpił, przyjmując równie wyzywającą pozę jak Hakuryuu.
– Mam ochotę na sparring. – Przechylił głowę, strzelając karkiem. – Nie chcesz mi dotrzymać towarzystwa?
– Tak bardzo chcesz mieć skopaną dupę? – parsknął ironicznie,  a Haku uśmiechnął się pod nosem, nie komentując, ale wyglądając, jakby miał na ten temat inne zdanie. Stanął w lekkim zakroku, unosząc ręce w gotowości i czekając na ruch Judala. Nie potrzebował jego pieprzonych forów, wcale nie był od niego gorszy, żeby traktował go jak tę swoją małą zdzirę. Judal przyjął taką samą pozycję i przez chwilę uśmiechał się paskudnie do Haku, aż w końcu zaatakował. W dupie miał kurtuazje, każdy w tym oddziale prędzej czy później uczył się,  że wszystkie chwyty dozwolone, jeżeli stawką jest twoje życie. A jeżeli ktoś prawi ci uprzejmości... masz tysiąc szans żeby zabić go szybciej.
Hakuryuu cofał się blokując jego ciosy, ale z miną sugerującą, że nie sprawia mu to najmniejszego trudu. Judal się zirytował tylko trochę, nie lubił gdy Hakuryuu próbował tym wyprowadzić z równowagi właśnie jego. Zamachnął się, żeby kopnąć go w nogi, jednak Haku zrobił szybki unik, doskakując zaraz, by uderzyć go w brzuch. I prawie mu się to udało, jednak Judal błyskawicznie się wycofał, z zadowoleniem rejestrując, że oddech już mu przyspieszył. Co jak co, ale bawił się znakomicie, chłopak był świetnym przeciwnikiem. Zupełnie inna liga niż ta reszta mięczaków, która śmiała nazywać się żołnierzami. Sam za to poczęstował go pięścią w żołądek, na co tamten skrzywił się nieznacznie, ale od razu chwycił mocno jego przedramię jedną ręką, drugą sprzedając mu łokcia prosto w szczękę. Aż nim zatrzęsło, gdy opadł na ziemię, najzwyczajniej zbity z nóg.
A Hakuryuu nie odpuścił, po prostu pochylając się nad nim i owijając sobie wokół pięści jego długie włosy, gdy chwycił go za głowę i docisnął mu twarz do błota.
– To na pewno normalne? – wyjąkał Alibaba, patrząc na tę scenę szeroko otwartymi oczami, by zaraz przenieść wzrok na stojącego obok Kouhę. Ten tylko wzruszył ramionami i ziewnął, przeciągając się.
– Mhm – mruknął, drapiąc się po głowie. – Ale dzisiaj i tak dość opieszale mu idzie.
– To znaczy? - Saluja zmarszczył brwi, patrząc, jak Hakuryuu unosi głowę Judala, który miotał w niego przekleństwami, by zaraz ponownie wdusić ją w paskudne, zielonkawe błoto pod ich nogami.
– Zazwyczaj Hakuryuu szybciej traci opanowanie – wyjaśnił Kouha takim tonem, jakby mu tłumaczył, że jutrzejsza pogoda nie będzie najlepsza na biwak. – Sieką się tak co jakiś czas.
– I Judal na to pozwala? – Alibaba nadal z niedowierzeniem obserwował tę scenę.
Kouha uśmiechnął się szeroko, złośliwie, patrząc na niego z błyskiem w oku.
– Czy pozwala? – powtórzył za nim i zaśmiał się, wyraźnie rozbawiony. – Skarbie, on to kocha.
Blondyn spojrzał na niego z niezrozumieniem, więc chłopak znowu zachichotał, patrząc, jak Judal podcina nogi Hakuryuu, próbując mu się odwdzięczyć.
Hakuryuu jednak tylko klęknął na nim, wywołując tym zduszone stęknięcie Judala, który klął obelżywie, gdy Haku szarpnął go za włosy.
– Żartujesz? – wyjąkał niepewnie, patrząc jak Hakuryuu z kamienną twarzą tarza Judala w tym błocie.
– W żadnym razie – parsknął, przekrzywiając głowę, gdy Judal wypluł błoto, wyzywając Hakuryuu i całą jego rodzinę do dziesiątego pokolenia wstecz. – To są takie ich końskie zaloty – zachichotał wyraźnie tym ubawiony.
– Słucham? – Spojrzał na niego z niedowierzaniem.
Kouha objął go w pasie, trzęsąc się ze śmiechu.
– Musisz pamiętać, kochanie, że nasz kapitan jest bardzo terytorialny – popatrzył na niego ze zmrużonymi oczami i Alibabie nie pierwszy raz przebiegło przez myśl, że Kouha równie dobrze mógłby udawać kobietę... – a Hakuryuu traktuje jak swoją własność. Więc Haku czasami przywołuje go do porządku jak seks im nie pomaga. – Wzruszył ramionami, przyciskając policzek do jego ramienia.
Alibaba zagapił się na wydzierającego się Judala, który wrzeszczał, że spędzi cały jebany dzień na myciu włosów z tego gówna. Hakuryuu za to z pełną satysfakcją na twarzy roztarł pacieję błota na jego twarzy i włosach.
– I nikomu to nie przeszkadza? – spytał.
- Hmm? – Kouha spojrzał na niego, unosząc brwi.
Alibaba zignorował palce chłopaka, które muskały jego biodro. Najlepiej ignorować,  po prostu ignorować aż da sobie spokój.
- No wiesz, że ktoś niższy rangą upokarza dowódcę. Nie podważa to jego autorytetu?
- To Haku – powiedział Kouha tak, jakby to wszystko tłumaczyło. – On może. Każdy wie, że Judal ma władzę, każdy go słucha. – Wzruszył ramionami. – Hakuryuu też to wie. I mogę cię zapewnić, że nikogo nie darzy takim zaufaniem, jak Judala właśnie.
Alibaba spojrzał na nich, mając mieszane uczucia, gdy Hakuryuu uniósł Judala za włosy, przyciągając jego twarz do siebie i ocierając mu policzek z błota. Naprawdę, to było tutaj normalne? Miał wątpliwości.


– Zajebię cię – warczał Judal pół godziny później, próbując rozpleść oblepiony błotem warkocz, wytrząsając z niego kruszącą się glinę. – Będziesz mnie, kurwa, na rękach nosić, kurwa jebana twoja mać, jak ja mam to teraz wybrać? – zamarudził, krzywiąc się, gdy wyrwał sobie sporą część włosów. Co jak co, ale warkocz był dumą jego życia i zabije każdego, kto nie był w stanie tego zrozumieć. Nawet jeśli był to Hakuruyu.
– Pomóc ci? – zapytał tamten, przyglądając się jego poczynaniom spod wpółprzymkniętych powiek, oparty o ścianę.
– Spierdalaj – warknął do niego, przeczesując włosy palcami. – Nie potrzebuję ani ciebie, ani twojej zasranej pomocy.
– Och, doprawdy? – zamruczał dwuznacznym tonem, który Judal po prostu zignorował, zajęty swoim własnym dramatem. Udało mu się rozpleść warkocz, ale co z tego, skoro błoto było… wszędzie.
Z głuchym warczeniem zaczął się rozbierać, postanawiając, że nie tylko zabije Hakuryuu, ale zabierze całą jebaną ciepłą wodę, jaką ma obóz. Kurwa.
– Powinieneś tak chodzić na front – ocenił Hakuryuu, unosząc brew, gdy Judal kopnął swoje ubrania w kąt.
– Chciałbyś, kurwa twoja mać – warknął w odpowiedzi, próbując palcami poradzić sobie z kołtunami i nago, z szamponem pod pachą, poszedł pod prysznice. Zapierdoli tego skurwysyna.
– Nieszczególnie, na froncie mam co robić. Ale całkiem nieźle dekoncentrowałbyś wroga.
Judal pokazał mu środkowy palec, odkręcając wodę i od razu pod nią wchodząc. Przez chwilę pozwalał, żeby spłukała z niego najgorszy brud, po czym wylał szampon prosto na głowę. Miał wrażenie, że to błocko nigdy się nie skończy i naprawdę spędzi tutaj cały dzień.
– To wszystko twoja zajebana wina – wywarczał pod nosem, gdy sam szarpnął się za poplątane włosy.
– Może jednak pomóc?
Niemal się poślizgnął, gdy czyjeś ręce objęły go w pasie.
– Wypierdalaj spod mojego prysznica! – wydarł się, zdzielając go łokciem w brzuch. Hakuryuu jednak zignorował jego cisnące gromy spojrzenie, wyjmując mu spod pachy szampon. – Nie dotykaj – warknął, trzymając obronnie swoje włosy.
Hakuryuu przez chwilę przyglądał mu się w milczeniu, aż kąciki jego ust uniosły się lekko ku górze, a w jego oczach błysnęło coś… Judal nie umiał do końca powiedzieć co, ale z całą pewnością miało to dużo wspólnego z seksem.
– Wyglądasz jak cholerna rusałka – stwierdził, łapiąc za końce jego włosów.
– Rusałki były zasranymi dziewicami – warknął na niego, odtrącając jego rękę, uśmiechając się przy tym z przekąsem. – Więc raczej się nie kwalifikuję.
– Tu się zgodzę – wymruczał Hakuryuu, ponownie obejmując go ramionami w pasie i gdy Judal chciał sprzedać mu kolejny bolesny cios gdzieś w okolicach żeber, po prostu chwycił jego nadgarstki, przybijając je do ściany. – I czego się rzucasz? – zapytał, odgarniając mu włosy z karku, który przygryzł, na co Judal zawarczał, szarpiąc rękoma.
– Spierdalaj, nie mam ochoty na seks – wysyczał wściekle, mając chęć po prostu obrócić się w jego stronę i zdzielić kolanem w krocze.
– Uważaj, bo ci uwierzę – zadrwił Hakuryuu, gryząc go w bark na tyle mocno, że tamten warknął głucho, spoglądając na niego przez ramię.
– Że niby kurwa co, nie oprę ci się? – parsknął Judal, ponownie szarpiąc rękoma, na co tamten po prostu przyparł go swoim ciałem do ściany, nie pozwalając mu się wyrwać.
– Tak właśnie myślę – powiedział ze spokojem Hakuryuu, znacząc jego skórę mocnymi ugryzieniami, które zostawiały czerwone ślady od ramienia przez wrażliwszą skórę na szyi, docierając aż do ucha. – Ty mnie zawsze pragniesz… – wymruczał, przesuwając po jego uchu językiem.
Judal szarpnął się mocno, stopą zahaczając o jego nogę, żeby go wywrócić. Wywrócić, zdeptać, zerżnąć tak, żeby kurwa mać popamiętał. Jednak Hakuryuu postanowił tylko mocniej go przycisnąć, zamiast wylądować na dupie. Wcisnął nos w jego włosy, zaciskając mocno, boleśnie palce na jego nadgarstkach.
– Jak to się dzieje, że zawsze masz normalny szampon, a my jakieś gówno? – spytał, napierając mocniej na niego, gdy Judal próbował się wyszarpnąć.
– Bo trzeba mieć coś jeszcze, kurwa, w głowie, nie tylko w gaciach – parsknął ironicznie, deptając mocno jego stopę.
– Jakoś nigdy nie narzekałeś na to, co mam w spodniach – stwierdził, pchając mocno biodrami, by otrzeć się o niego jak najbardziej.
– Wypierdalaj z tym kutasem, idź rżnąć rude dziwki – warknął.
– Dzisiaj rżnę tylko brunetki. – Szarpnął mocno za jego włosy.
– Chyba one ciebie – wysyczał i jęknął zduszenie, gdy tamten mocniej pociągnął jego rozpleciony teraz warkocz, gryząc go mocno w bok szyi.
– Nie dzisiaj.
Hakuryuu obrócił go gwałtownie w swoją stronę, puszczając jego ręce i od razu sięgając jego ust, gryząc i niecierpliwie znacząc je zębami. Zresztą Judal nie pozostawał mu dłużny, gdy ścisnął jego szczękę dłonią, wymuszając na nim głęboki, agresywny pocałunek. Pieszczoty ich warg nigdy nie były spokojne, nie było w nich mowy o jakiejkolwiek czułości, nie było miejsca na delikatność czy potrzebę bliskości. Dla każdego z nich była to niema walka o dominację, o to, który dzisiaj będzie posiadać, który będzie brać całymi rękoma, zagarniać, co jego i traktować wedle własnego uznania. Żaden z nich nie odpuszczał, gdy pocałunek nabierał tempa, gdy ugryzienia stały się bolesne, a dłonie przesuwające się po ciałach coraz bardziej niecierpliwe.
– Mój – warknął Hakuryuu, przypierając go mocniej do ściany, chcąc znowu uchwycić jego ręce w swoje, jednak Judal mu na to nie pozwolił, zgarniając jego włosy w zaciśniętej pięści i szarpiąc je mocno.
– W twoich, kurwa, snach – odpowiedział, mierząc go spojrzeniem, gdy zaraz sam pochylił się do przodu, gryząc boleśnie jego szyję.
Hakuryuu warknął, ściskając do bólu jego biodra. Judal odchylił bardziej jego głowę, gryząc go tuż pod brodą. Sapnął zaskoczony, gdy Haku wcisnął kolano między jego nogi, dociskając je mocno do jego krocza.
– Zabieraj tę nogę – warknął, ściskając ją własnymi udami, nie pozwalając się jej poruszać.
– Nie – Ręce Hakuryuu przeniosły się na jego pośladki i przycisnął go mocno do siebie, aż ich twardniejące penisy otarły się o siebie. Judal dyszał ze złości w jego usta, odchylając głowę, by nie mógł sięgnąć jego warg. Lecz Hakuryuu po prostu znów złapał jego włosy, uśmiechając się z zadowoleniem, gdy ten pochylił się, patrząc na niego wściekle. Chwycił dłonią jego szyję i przesunął po jego uchu językiem.
– Mój – zamruczał.
– Pieprz się – warknął, chcąc go uderzyć kolanem, ale Hakuryuu zareagował zbyt szybko, by mu się to udało.
– Pieprzę. Ciebie – Ugryzł go mocno w ramię, aż Judal syknął przez zęby.
Już chciał mu odpowiedzieć, że nie ma mowy, że ma spierdalać i nawet nie próbować, ale Hakuryuu po prostu wepchnął mu palce w usta, odciskając je mocno do jego języka tak, że aż zakaszlał, szarpiąc gwałtownie głową na tę nagłą inwazję. Jednak tamten nic sobie z tego nie robił, za to objął go zaborczo drugim ramieniem, przyciskając mocno do siebie. Pozwalał ich męskościom ocierać się przez chwilę, nim znowu obrócił go plecami do siebie, dociskając władczo do ściany, gdy przyciągnął bliżej siebie jego biodra.
Stłumione warknięcie opuściło usta bruneta, gdy Hakuryuu chwycił jego męskość w dłoń, zaczynając ją mocno pocierać. Nie silił się na delikatność ani na jakiekolwiek uniesienia – ich seks zawsze był szybki, agresywny, pełen ugryzień i ochrypłych krzyków. Tak było i tym razem, gdy wysunął palce z jego ust, wsuwając od razu dwa w jego wnętrze.
– Zbytek łaski – warknął do niego Judal, zaciskając powieki, gdy jego ciało napięło się na ten niespodziewany dotyk.
– Powinieneś być mi wdzięczny – zamruczał tamten, poruszając pewnie palcami, dociskając je głębiej, wyrywając nimi przeciągły jęk z ust Judala.
– Nie jestem – wydyszał, rozprostowując i zaciskając palce na ścianie. Ta pierdolona menda zawsze potrafiła jakoś dobrać mu się do dupy. Jak on to robił? Nie wiedział, ale następnym razem sam go przeora aż miło.
– Nie doceniasz moich pieszczot? – mruknął Hakuryuu, ściskając mocno w palcach jego męskość, wyrywając głębokie westchnięcie z jego ust.
– Jak masz mnie pieprzyć, to pieprz – warknął, zaciskając oczy, gdy chłopak wsunął w niego kolejny palec.
– Będę – zapewnił, podgryzając jego szyję bez zbędnej delikatności.
– Póki co się opierdalasz, może faktycznie wolisz rude dziwki? – zakpił, by zaraz jęknąć głucho, gdy palce tamtego odnalazły jego prostatę, pocierając ja intensywnie.
– Rude dziwki to moja sprawa, przestań deptać je butem – zamruczał warkliwie do jego ucha, ściskając go mocno w pasie, wysuwając z niego palce.
Judal rzucił mu pełne złości spojrzenie.
– Rozdeptam je następnym razem – zapewnił z wrednym uśmiechem. – Pożałuje dnia, w którym tutaj trafiła i to będzie sama przyjemność patrzeć na to.
– Tylko spróbuj – warknął Hakuryuu, łapiąc jego biodra w dłonie i wchodząc w niego jednym pchnięciem, na co Judal zareagował krzykiem.
Skłamałby mówiąc, że tego nie potrzebuje. Że tego nie chciał. Jeżeli było na tym pieprzonym świecie coś takiego, co Judal kochał tak bardzo jak samą wojnę, to był to właśnie ten mocny, męski seks, otwarty i bezpruderyjny, bez wzniosłych uczuć czy zbędnych gestów.
– Rusz się, kurwa – wycedził, zaciskając mocno zęby, a Hakuryuu po prostu przylgnął do jego pleców, obejmując go jednym ramieniem i przyciskając go do siebie, gdy zaczął się w nim poruszać. Od razu narzucił im szybkie tempo, żaden z nich nie lubił się drażnić, nie znosił przeciągania.
Warknął przez zaciśnięte zęby, gdy Hakuryuu przytrzymał mu ręce nad jego głową, ściskając boleśnie za nadgarstki. Wiedział, że ten lubił dominować, że lubił pokazywać mu, że jest cały jego, cały zdany na jego łaskę, albo raczej niełaskę, ale cholera, następnym razem się na nim odegra. Boleśnie i w najbardziej upokarzający sposób. Nie będzie go gówniarz bezkarnie mieszał z błotem, a potem pieprzył jak chce. Hakuryuu tego pożałuje, będzie tego żałował i jeszcze za tę rudą dziwkę. Tego też pożałuje.
Stłumił jęk, który rodził mu się w gardle, gdy Hakuryuu zaczął wchodzić w niego tak mocno, tak głęboko, tak…
– Może pojęczysz dla mnie? – mruknął mu w ucho, gryząc je boleśnie. Chciał mu powiedzieć, żeby się walił, ale cóż.
– Sam sobie, kurwa, jęcz – warknął, poruszając biodrami i wybijając Hakuryuu z rytmu, co wywołało jego cichy pomruk. – Niech ci dziwki jęczą, kurwa.
– Jakbym chciał jęczące dziwki, to właśnie płakałbyś w samotności – poinformował, gryząc go raz po raz po karku.
– Przynajmniej nie nudziłbym się tak teraz – parsknął ironicznie.
– A więc nudzisz się ze mną? – Pchnął mocniej biodrami raz i drugi, i trzeci, sprawiając, że Judal stęknął głośno, zaciskając dłonie w pięści.
– Z tobą? Kurwa, zawsze, nawet kundel potrafi być rozrywkowy – roześmiał się w odpowiedzi, lecz zaraz sapnął cicho, gdy Haku wyszedł z niego, łapiąc brutalnie za ramię i obracając przodem do siebie. Judal uśmiechnął się szeroko, z wyzwaniem, z zadowoleniem, gdy w oczach Hakuryuu pojawiło się to niesamowite coś, czego tak się bali wszyscy, co czyniło z Hakuryuu kogoś… zbyt niebezpiecznego. A Judal to uwielbiał, to pożądanie, jakie skierowane było tylko na niego.
Nie wiedział, który pierwszy się poruszył, czy to on zarzucił mu ręce na ramiona, czy to Hakuryuu pierwszy uniósł jego biodra, nieważne – ważne było, że znowu w niego wszedł, dociskając go mocno całym ciałem, wprawiając go w drżenie.
– Zazdrosny? – zakpił, zaciskając mocno zęby, gdy ten ugryzł go w ramię, poruszając się w nim gwałtownie.
– Zamknij się. – Hakuryuu szarpnął jego włosy, by zaraz wgryźć się w jego usta, tłumiąc tym samym wszelkie jęki i westchnienia. Uwielbiał, gdy ten chłopak tracił przy nim kontrolę, jak to kamienne opanowanie Hakuryuu było zmącone, jak dawał mu się sprowokować.
Zacisnął mocno uda na jego biodrach, oplatając go nogami w pasie, pozwalając mu brać siebie w tym szaleńczym, wręcz bolesnym rytmie, gdy ich ciała ocierały i uderzały o siebie, a wilgotna skóra wręcz paliła od pożądania.
– Mój – powtórzył warkliwie Hakuryuu, wbijając się w niego tak mocno, że Judal aż się wyprężył w jego ramionach, pozwalając sobie na niski, przeciągły jęk.
– Na to trzeba sobie zasłużyć – wydyszał ze złośliwym uśmiechem, patrząc mu w oczy z tego cholernego bliska, za nic mając sobie ten rozzłoszczony, przeszywający go wzrok.
Hakuryuu wplótł palce w jego włosy, całując go mocno i agresywnie, tak jak robili to zawsze, tak jak lubili. Chłopak aż syknął, gdy ugryzł go w wargę, a Judal zadowolony z siebie oparł głowę o ścianę. Hakuryuu patrzył na niego twardo, z gorączkowym błyskiem w oczach, a Judalowi bardzo się podobało to, co widzi. Oblizał prowokująco usta i Hakuryuu na chwilę stracił rytm. Jak on to uwielbiał, jak on uwielbiał seks z tym facetem!
Przyciągnął go do kolejnego gwałtownego pocałunku, prężąc się w jego ramionach, gdy zaczął się poruszać mocniej, szybciej. I Judal już nie ukrywał, że mu dobrze, gdy Hakuryuu kąsał i pieścił językiem jego szyję, właściwie obaj przestali się krępować, skupiając się tylko i wyłącznie na tym, na tej przyjemności, takiej rozkosznie bolesnej i szorstkiej. Hakuryuu wzdychał i warczał na zmianę, gdy Judal drapał jego plecy, a on sam coraz mocniej pogrążał się w tej rozkoszy, z każdym mocnym pchnięciem, z każdym gorączkowym pocałunkiem i spojrzeniem.
Nie wiedział, który z nich doszedł pierwszy. Może w tym samym czasie? Nie wiedział, nie interesowało go to, liczyła się tylko jego własna przyjemność, która szarpnęła gwałtownie jego ciałem, wyrywając z niego ochrypły krzyk. Pod wpływem chwili zacisnął tylko mocno zęby na skórze Hakuryuu, a ten, dysząc ciężko, postawił go w końcu na ziemi.
– Nie wyglądałeś, jakbyś się nudził – zakpił Hakuryuu, ścierając jego nasienie ze swojego brzucha, płucząc dłoń pod wodą. Skrzywił się, gdy poczuł, jaka jest zimna.
– Wielkie, kurwa, dzięki za zabranie całej ciepłej wody – warknął Judal, patrząc na niego z wściekłością, zakładając ręce na piersi. Jednak Hakuryuu tylko wygiął kąciki ust, odgarniając mokre włosy do tylu.
– Cała przyjemność po mojej stronie – zamruczał, klepiąc go lekko w policzek i wychodząc spod prysznica, zostawiając go samego w strugach zimnej wody.
Judal uśmiechnął się pod nosem, sięgając do swoich włosów, które wciąż wymagały dalszego mycia. Nie żeby łączyło go coś z Hakuryuu, nie poza seksem oczywiście. Ale zniszczy każdego, kto tylko spróbuje go tknąć.

10 komentarzy:

  1. NAWIELKIEGOSOLOMONA *nosebleed*
    Doczekałam się tej jakże upragnionej scenki z moim shipem <3
    Czekam na dalsze rozdziały *P* /Aya

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam i mówię sobie: "biedny Aliś, jeszcze nie rozumie, jeszcze nie wie, jeszcze nie..." i potem wybucham śmiechem, kiedy padają słowa: "miał szczerą nadzieję, że bolało jak skurwysyn, gdy je tracił.". Jak możesz, blondi!? To są cenne włosy pana kapitana! Jego osobisty skarb! ?>_<
    Wiem, jak się czujesz, Aliś. Ostatniej nocy czułam się tak samo, wspieram Cię. ;_;
    "Jego pieprzony, kurwa, dowódca" - dwa wulgaryzmy obok siebie, kiedy mówi się o panu kapitanie. Nieładnie, Saluja, nieładnie. Grabisz sobie. >_>
    "Alibaba niejasno kojarzył to przeraźliwe, bolesne uczucie spełnienia, tę ulgę, gdy jego ciało opuszczało wszystko, co nagromadziło się w nim na froncie." - blondi, Judal to zrobił dla ciebie. Odstawił na chwilę Hakuryuu, bo jesteś jego kundlem, rozumiesz? Jego psem. A o psa się dba. Właściciel musi dbać o psa, nawet, jak pies jest kundlem. Jak jest kundlem, to dba się o niego nawet bardziej. I ty to w końcu zrozum. :_: *czyli niekontrolowane feelsy JuAli*
    "nie miał nawet siły, żeby porządnie się wkurwić za to, że ktoś go przeruchał" - nowy poziom zmęczenia, level Alibaba Saluja.
    "dowódcy nieszczególnie kwapili się z pospieszaniem oddziału. Najwyraźniej chociaż w tym byli ludzcy." - przepraszam, ale ogólnie myślę, że to właśnie dowódcy (może prócz Kouhy, nie, Hakuryuu też nie, dobra, Judal, dowódcy jako Judal) są najbardziej ludzcy. Nie chodzi mi o to, że nie są nienormalni, ale że najbardziej rozumieją słabości innych. Kto się zaopiekował Salują? Judal. Kto mu powtarzał, że swoich nie zabijamy? Judal. Kto odesłał nowych? Judal. Może on sam w sobie już nie ma żadnych barier i ulgę przynosi mu zabijanie, ale... nie wydaje mi się, by chciał w to bagno wciągać innych. I dlatego moim zdaniem jest, w ten sposób, ludzki.
    ...i zaczyna się AliMor (Kiri jest przerażona, bo była szantażowana tym shippem przez okres matur więc czuje nieprzyjemnyn ucisk w żołądku, gdy widzi jakieś podteksty AliMor).
    "Poczuł się jeszcze gorzej, gdy pomyślał, że ona po prostu przez to przeszła, jakoś to przeżyła, poradziła sobie z tymi wszystkimi emocjami. A on potrzebował wyrzygać swoje flaki na trawniku i zostać wyruchany przez innego żołnierza, żeby się jako tako ogarnąć. Nie rozumiał tego." - w tym fragmencie tak dobrze widać, jak Aliś odbiega dowódców, od Morgiany, jak tak naprawdę wcale tam nie pasuje. Bo on ma te cholerne uczucia, do których nie chce się przyznać, bo on wcale nie jest stracony. Co gorsza, uważa to za słabość, a to przecież jego wielka zaleta. Saluja, do cholery, jesteś normalny. Uciekaj stamtąd i żyj *jak dobrze rozumie teraz Judala, który nie chciał Alibaby w plutnie*.
    "Ale była kobietą. Kobiety były silne psychicznie" - w Kiri budzi się skrzętnie zamiatana feministka i cicho krzyczy: Yaay, kobiety do boju!
    "wojskowego bydła była po prostu znudzona gejowskim seksem." - feministyka poszła spać. Jak można być znudzonym gejowskim seksem!? :_: Mi się nie znudził do siedmiu lat, a ja na niego tylko patrzę! XDD To co to dopiero za frajda czuć! xDD
    "– Hej! Co to, kurwa, ma być?! – krzyknął Judal" - Judal, pieprzony obrońca pokoju i sprawiedliwości, pan kapitan, dziwki, idzie. U Judala dziwki się ze sobą nie biją. Jego dziwki się ze sobą nie biją. On tego, kurwa, dopilnuje!
    "Albo może szorować pierdolone kible?! Jak, kurwa, stoisz?! – Pchnął mężczyznę w pierś. – Baczność, kurwa twoja mać!" - Judal i jego ograniczone słownictwo mnie powala. Jak nie kurwa, to pierdolone, jeszcze dziwki, suki i gówno, a, no i dupa. Judal powinien co chwila mówić: "moja stopa ma ochotę pierdolnąć twoją dupę".
    "Po prostu nie był w stanie spojrzeć mu w oczy, nie teraz, nie po wczorajszym wieczorze." - panie sędzio, czas, czas. Drużyna potrzebuje czasu. Napawajmy się feelsami JuAli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "to jednak w tym wysiłku znalazł swego rodzaju ulgę. Ból ramion był momentami nie do wytrzymania, zwłaszcza, gdy piach i kurz dostawały się do ran na jego dłoniach." - po prostu podoba mi się ten fragment. Mi też ból fizyczny, który towarzyszy ćwiczenią, bardzo poprawia stan psychiczny.
      "– Postaraj się bardziej, kundlu." - właściciel przyszedł pobawić się ze swoim pieskiem. <3
      " – Oj, dobry z ciebie kundel, ubawiłem się" - a gdzie łakocie dla pieska?
      "Gdyby to nie był jego dowódca, to by mu wpierdolił." - napiszę to sobie kiedyś na koszulce. xDD
      "– Ćwicz, psino, ćwicz, musisz mieć dużo sił na kolejne pukanie – zachichotał złośliwe, naciskając mocniej nogą, aż Alibaba sapnął zduszonym głosem, czując ból w klatce piersiowej.
      – Jeb się – warknął, próbując się podnieść.
      – Z tobą, kochanie, zawsze – parsknął, zabierając nogę z jego pleców i odwracając się. – Ale zapamiętaj, lepszy ból dupy niż kulka w głowę. Na razie, blondi!" - wszyscy razem JUALI. jeszcze raz JUALI. i jeszcze raz JUALI. :___:
      "Jebany kutas. Najchętniej wpieprzyłby cały magazynek w tę jego cholerną mordę." - ale z Ciebie wredny kłamca, Alibaba. Przecież wszyscy wiedzo, że chcesz, żeby ten jebany kutas jeszcze raz zapukał do twojego tyłka.
      "nie, nie ma mowy, najpierw puknął go facet, który z jakąś sadystyczną przyjemnością upokarzał go na każdym kroku, a teraz będzie go instruować kobieta?!" - siad, kurwa, Saluja i grzecznie słuchaj pani instruktor, bo cię zaraz moja ukryta feministka zajebie miotłą. ;_;
      Zawsze wiedziałam, że Morgiana ma w sobie coś z instruktorki fitness.
      "Alibaba nie był nią zainteresowany, a już zwłaszcza żadnym facetem tutaj." - zmienisz zdanie, jak już poznasz pana lekarza. *spoilery tak mocno*
      "Hakuryuu jak zwykle z kamienną miną, a Judal ze zmarszczonymi brwiami i kpiącym uśmiechem na ustach" - to jest idealna scena HakuJu, kiedy oni obaj stoją gdzieś daleko i nikt nie może ich dojrzeć, prócz Alibaby. W nich to jest piękne, że obaj są pogrążeni w mroku i że żaden z nich nie jest tym dobrym, który widzi w ich postepowaniu coś złego. Dlatego tak bardzo do siebie pasują. I to różni ich od SinJu. Bo w SinJu wszyscy dookoła widzieli Sinbada, a Judal był jego cieniem. A tutaj i Hakuryuu i Judal są cieniami. :_:
      W momencie, kiedy wobraziłam sobie, jak głowa Morgiany uderza o ziemie... sama musiałam zacisnąć powieki.
      "Alibaba ze złością poczuł, że jest po prostu zazdrosny. On był tutaj kundlem, a tamta laska koleżanką?!" - no już nie bądź taki zazdrosny. ;_; Judal i tak bardziej kocha Hakuryuu, ale Ty jesteś na drugim miejscu. Koleżanka to wcale nie jest dobre określenie. ;_;
      "Alibaba miał ochotę… umrzeć. Albo chociaż umrzeć Judala. On go w końcu zapierdoli" - kocham ten dzikie feelsy JuAli.
      Nie przejmując się opisem nieznajomej postaci, miałam jebaną nadzieję, że to będzie mój kochany promyczek Muu, który przyjdzie poklepać Alibabę po ramieniu i ochronić go przed wszelkim złem, ale nie... to musiał być Jaafar. To jak Jaafar jest tutaj i woła do dowódcy, to znaczy, że... że... że dowdócą jest Sinbad? Czy... czy to może być prawda?
      "– Niunia, idź się czymś zajmij – powiedział, uśmiechając się złośliwie, a Alibaba miał ochotę wydrapać mu te czerwone oczy. " - te słowa Judala też sobie zrobię na jakiejś koszulce.
      "Dorośli muszą porozmawiać, idź się pobaw w piaskownicy czy coś – zmierzwił mu włosy, a chłopak stłumił w sobie przekleństwo, które cisnęło mu się na usta. Pożałował, że był tak niezadowolony ze swojej pozycji kundla, nowe przezwisko było jeszcze gorsze." - *tonie, bo jej ship i tutaj i w mandze zaczął się tak pieknie realizować*
      "Pan major. – Pielęgniarz zasalutował, a Alibaba spojrzał na wysokiego, rudowłosego mężczyznę. Czy on go już nie widział czasem?" I WKROCZYŁ. WKROCZYŁ. JEST. JEST KURWA. PRZYSZEDŁ MÓJ KOCHANEK. MÓJ IDEAŁ. TERAZ IDĄ FEELSY, AŻ MIŁO.

      Usuń
    2. "– Ciasne macie te łóżka, że tak z nich spadacie – zakpił" - I CZYJE TEKSTY KOCHAĆ TERAZ BARDZIEJ? JUDALA CZY KOUENA!? XDDDD
      "Mimo wszystko nie rozumiał. Przecież powiedział, że jest w porządku. Że nic mu nie dolega. Dlaczego ten mimo wszystko upierał się, by sprawdzać każdą rankę, każde draśnięcie?" BO TO JEST KOUEN. ON CIĘ KOCHA.
      "– Widzę, że już w porządku – mruknął wolno, przecierając mu dłonie gazą." - *rozpłynęła się, bo EnAli*
      "– Czyli nie opatentujemy kompotu – mruknął Kouen, też wzdychając" - JAKŻE MI PRZYKRO XDDDDD KOUEN, JESTEŚ MISTRZEM I NIE POTRZEBUJESZ DO TEGO KURW I DZIWEK! DD;
      "przyglądając mu się jeszcze chwilę, jakby szukając jakichś ran, które Alibaba rzekomo miałby przed nim zataić" - rozpieszczasz blondynkę Kouen, rozpieszczasz ją. ;_;
      ...Morgiana mówi Alibabie, jak Alibaba ma ćwiczyć, a Alibaba mówi Morgianie, jak ma się czesać... GDZIE POPEŁNIŁEŚ BŁĄD, SOLOMNIE!? POWIEM CI. DAŁEŚ IM ZŁE NARZĄDY PŁCIOWE.
      Jako przyjeciele AliMor nie są tacy źli, jak myślałam, że będą. I kciuk w górę kojarzy mi się z Hibu wysyłającą kciuki z messangera. DD;
      "Alibaba podejrzewał, że ten po prostu się na nich wyżywa za opierdol od dowództwa" - czy... czy to był Sinbad? Czy Sinbad opierdalał Judala? *stara miłość nie rdzewieje*
      "kotłującym mu się w żołądku uczuciem przypominając sobie o majorze, który opatrywał mu te dłonie." - już o nim myślisz, zaraz zaczniesz o nim marzyć, a potem zostaną ci mokre sny o nim i jego głosie... :___:
      Dobra, jak Morgiana mówiła, czemu jest w tym oddziale, to słyszałam w umyśle cichce, udawane i złośliwie chliptanie tess w kącie, a nawet widziałam jej twarz, z której ściera łzę i powtarza, jakie to smutne i przykre, jak to los pokarał biedną Morgianę.
      "– Wojsko to moja pokuta – mruknął w końcu, nie patrząc na nią, obserwując jak Judal znowu gnębi kilku żołnierzy, chociaż tak naprawdę wcale ich nie widział. – To moja kara." - Alibaba...
      Ten fragment, gdzie Alibaba przypominał sobie o śmierci Cassima i jego siostry był... smutny. Nie dobijający czy doprowadzający do płaczu. Po prostu smutny i prawdziwy.
      "Spojrzał na Kouhę, który uśmiechnął się do niego wyjątkowo lubieżnie i Alibabę aż przeszedł dreszcze po plecach. Szybko ruszył do wyjścia, pocierając dłonie o spodnie." - wystarczy chwila nieuwagi, a Kouha może cię capnąć! Capnie cię i już, jesteś gwałtany! Ale nie martw się, Aliś, tutaj to ty będziesz na górze, ale... ale nadal to ty będziesz tym gwałconym *Alibabie nie jest dane być prawdziwym seme*.
      "że miał ochotę nic nie robić, tylko kopać ich po dupach." - to takie słodkie, że Judal ma takie piękne marzenia. xDDDD
      "– Te, niunia – odezwał się ze złośliwym uśmiechem, patrząc jak spojrzenie chłopaka pochmurnieje, gdy tylko go zauważył. – Jak chcesz, żeby ktoś ci masakrował buźkę, to chociaż postaraj się, żeby się to działo na froncie, a nie na ćwiczeniach.
      – Ta jest – burknął, znowu ocierając puchnącą już wargę.
      – Nie słyszałem, kurwa!
      – Tak jest! – zawołał, salutując. Judal uśmiechnął się krzywo, przechodząc koło niego i klepiąc go w tyłek.
      – Dobry piesek z ciebie, blondi"
      I ZNOWY SĄ. MOJE PIĘKNE JUALI.
      "nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie towarzyszyła mu ta ruda dziunia, przez którą przerywał co jakiś czas ćwiczenia, by jej coś pokazać albo ją poprawić. Było w tym coś takiego, że Judal zacisnął mocno zęby." ZABIJ JĄ, JUDAL. ZABIJ JĄ.
      "Nikt nie miał prawa korygować, a już na pewno nie ta mała suka. Nie miała żadnych praw, by kłaść swoje łapska na tym facecie." ZMIAŻDŻ JEJ WSZYSTKIE KOŚCI. ZMASAKRUJ JĄ.
      "– Cofnij się, bo będziesz dzisiaj spać z kundlami na dworze." TAK CUDOWNIE ZAZDROSNY. JUDAL. JUDAL, SENSEI.

      Usuń
    3. "przez co upadła z łoskotem na ziemię. Naprawdę, nie mógł się powstrzymać, by nie poprawić, gdy chwycił ją za włosy i uderzył jej twarzą w ziemię, przyciskając jej policzek do zaschłego błota. Niech dziwka zna swoje miejsce i wie, że nic tutaj nie znaczy. Nic a nic." TAK. TAK. RÓB JEJ TAK DALEJ.
      "Kto by pomyślał, że będzie mu zależeć na jakieś rudej szmacie." - nie ma prawa mu zależeć. Hakuryuu może kochać tylko pana kapitana.
      "– Ależ dziękuję – zamruczał, unosząc nogę, a gdy ruda chciała się podnieść, po prostu nadepnął jej na głowę. – Och, wybacz." RÓB JEJ TAK DALEJ.
      "Hakuryuu był jego, do jasnej cholery, nie powinien się oglądać za jakimiś małymi, rudymi szmatami, nieważne jak dobre by nie były." TAK. WŁASNIE TAK, JUDAL. MASZ RACJĘ.
      "– Tak bardzo chcesz mieć skopaną dupę?" - przepukaną, przepukaną.
      "wyjaśnił Kouha takim tonem, jakby mu tłumaczył, że jutrzejsza pogoda nie będzie najlepsza na biwak" - nie, kochanie, jutro nie możemy zrobić pikniku. Co? Judal i Hakuryuu się biją? A, nie, nie. Będzie padać, namioty to zły pomysł, skarbie. XDDDDDDDD
      " Skarbie, on to kocha." - tekst na koszulkę. D;
      Lubię Alibaba x Kouha, ale chyba zgubiłam się w feelsach HakuJu, bo nie załapałam, kiedy Kouha podszedł do Alibaby. XDDD
      ...a potem już kompletnie zatraciłam się we wszystkim, co możliwe, bo HakuJu pełną parą. :___:
      Już nie mam siły wypisywać wszystkich tekstów, możecie uznać, że fragment HakuJu kończący cały był do skopiowania i wielbienia.
      Po wypisaniu najlepszych tekstów i feelsowaniu do nich, czas na ogólne rozważania.
      Chyba obie wiecie, jak bardzo kocham to opowiadanie, mimo, że wolę fluffy, że w moim sercu Alibaba zawsze będzie uległym pierożkiem, którego tutaj krzywdzicie i znęcacie się nad nim, ale... ale mimo wszystko nadal to opowiadanie jest moim numer jeden.
      Zaczęłam czytać, prawdę mówiąc, z takim "cholera, szybko, szybko, chce iść spać". Byłam zmęczona po czterech godzinach tłumaczenia komuś, jak powinno się mówić na ustnej maturze i przerabianiu tematów. Ale kiedy zaczęłam czytać, nie mogłam już przestać. Krzyczałam, mimo tego, że moje gardło niknie. Jasne, że do JuAli trochę mniej, niż kiedy pojawił się Kouen, ale... ALE KURWA KOUEN *przypomina sobie i zaczyna tarzać się po łóżku*. To opowiadanie pokonało moje zmęczenie, mój ból gardła.
      Nawet, jeśli były momenty AliMor. W tym opowiadaniu naprawdę kocham wszystkie shipy. Nawet, jak zrobicie z tego Kouen x Koumei, to ja to kurwa będę kochać, chociaż nienawidzę, kiedy Kouen kocha kogoś innego niż Alibabę, a tym bardziej jebanego Koumeia. Ale jeśli wy to napiszecie, to będę to wielbić, ja to po prostu wiem. Dlatego jeszcze bardziej, po dzisiejszym rozdziale, zrozumiałam, że wcale nie czytam tego opowiadania dla shipów, dla OTP, bo to Magi. Czytam, bo to wasze i kocham, jak razem piszecie. I czytałabym to nawet wtedy, kiedy byłoby o waszych, zmyślonych postaciach, chociaż nigdy nie przeczytałam żadnego internetowego opowiadania, gdzie wiedziałam, że nie ma moich shipów.
      Przeczytałam, feelsowałam, skomentowałam.
      a teraz idę ogłosić światu, że jeśli nie doceni tego opowiadania, to wzgardzę nim i opluję.

      Usuń
  3. Dopiero teraz mam siłę (wcale nie, wciąż się źle czuję) skomentować, mimo że przeczytałam to wczoraj~
    Zaczynamy od przeruchanego Alibaby, loff. "Jak mógł pozwolić, by jakiś facet przeorał mu tyłek?" - oh, bby, ty jeszcze nie wiesz... <3 będziesz największym pedałem w wojsku, obiecuję <3
    Kiri już wyraziła swój zachwyt nad feelsami JuAli, ja się pod nimi podpisuję xD
    "Czyli jednak był pedałem? Lubił w dupę? " CCC': Co za głupie pytania, doprawdy~
    MORGIIIIIIIAAAANAAAAAA~ <3 *nuci jej character song* Moja piękność, moja kochana, moja abwww~ <3 mam ochotę wytarmosić ją za policzki, taka jest wspaniała w waszym opowiadaniu <3
    "Ale była kobietą. Kobiety były silne psychicznie, przynajmniej tak słyszał." - Nie jestem kobietą ;____;
    Co za buce zaczepiają moją ślicznotkę? =_= odsuńcie się, ona gryzie.
    "– Hej! Co to, kurwa, ma być?!" - widzę przekleństwo, więc to na pewno pan kapitan <3 abwww~ Jak ładnie pilnuje porządku w oddziale~ najlepsiejszy kapitan na świecie~ <3
    " Zawsze będzie się czuł jak wypieprzona dziwka na ulicy?" - No cóż, Aliś... Nie chcę cię zmartwić, no ale... *klepie go współczująco po ramieniu*
    "Co blondynka ma wspólnego z pszczołą?" - :'DDD czekałam na kochane sucharki Judara!
    "– Jeb się – warknął, próbując się podnieść.
    – Z tobą, kochanie, zawsze" - aż pokazałam ten fragment mojej przyjaciółce, on tak idealnie nas obrazuje xD'
    Abwww, Mor chciała się odwdzięczyć za to, że wcześniej się za nią wstawił, dlatego teraz mu pomogła! *rozczulona, ociera łezki wzruszenia* Moja wspaniała dziewczynka <3
    "Kopnęła go w bok aż jęknął z bólu. Alibaba uświadomił sobie właśnie, że ona była… przerażająca. Że była chyba nawet gorsza, niż Hakuryuu, na jej twarzy nie drgnął nawet jeden mięsień!
    – Wstań – powiedziała spokojnie i Alibabę aż przeszedł dreszcz." - *rozpływa się nad wspaniałością Morgiany*
    "On był tutaj kundlem, a tamta laska koleżanką?!" - Jesteś ulubionym słodziakiem Kouhy, ciesz się.
    JAAAAAAAAFAAAAAAAAAAAR *pisk fangirlsa słyszany w kilku miastach* Kocham was, kocham, kocham, kocham, błagam o więcej mamusi Jafara, plz~ <3 Będzie SinJa? Będzie, prawda? Powiedzcie, że będzie ;w;
    "– I odbiliśmy! – stwierdził beztrosko, podchodząc do Ja’fara z szerokim uśmieszkiem na ustach. – Nikt nie mówił, że mają być w całości." - "Mamo, zdałam maturę. Nikt nie powiedział, że ma być na 100%" Widzicie to podobieństwo? Przypadek? Nie sądzę.
    "– Niunia, idź się czymś zajmij – powiedział, uśmiechając się złośliwie, a Alibaba miał ochotę wydrapać mu te czerwone oczy. Ale nie, przy pułkowniku nie wypadało, zrobi to potem. – Dorośli muszą porozmawiać, idź się pobaw w piaskownicy czy coś – zmierzwił mu włosy" - Oni są świetnymi przyjaciółmi, no najlepszymi <3
    "Jak dobrze, że Kouhy nie było nigdzie w pobliżu" - Nie myśl tak, bo będzie mu smutno! ;3;
    EN-NIIIIIIIIIIIIIII *kolejny pisk fangirlsa, fanfary, defilada* <3 <3 <3
    "– Ciasne macie te łóżka, że tak z nich spadacie" - skoro tak cię to martwi, En-nii, to zaproś Alisia do siebie, żeby wyspał się w szerokim i wygodnym łóżeczku =w=
    "Wzdrygnął się, gdy mężczyzna popatrzył mu prosto w oczy z niezwykłą czujnością i uwagą." PRZECZYTAŁAM "CZUŁOŚCIĄ' <3
    "Ale… ale o co chodzi?" - o twoją świeżo rozdziewiczoną dupkę, Alibabo, którą En-nii chciałby na własność <3 *ah, te EnAli*
    Więcej kompociku~
    Mei-nii~ <3
    "– Tak – mruknął tylko mężczyzna, przyglądając mu się jeszcze chwilę, jakby szukając jakichś ran, które Alibaba rzekomo miałby przed nim zataić" - *rozpływa się od nadmiaru EnAli*
    Aliś jako fryzjer byłby epicki xD'

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Co prawda czerwone kosmyki sterczały we wszystkich kierunkach, jak gdyby dziewczyna nie miała zbyt dużej wprawy w czesaniu" - to zbyt rozkoszne >///////< chodź do siostrzyczki Maaki, Morgianko, siostrzyczka ci pomoże~ =w=
      "– Nie miałam dokąd pójść." - TO CHODŹ DO MNIE, MAM DWUOSOBOWE ŁÓŻKOOOO ;w; A teraz tak serio - żal mi się Mor zrobiło ;3;
      " – Nie byłem w stanie komuś pomóc. Kogoś uratować." - pierwsza myśl: Kassim? I dalej - tak, Cassim <3 szkoda, że będzie tylko wspomnieniem w waszym opowiadaniu, bo - ohmySolomon - wyobraźcie go sobie w mundurze *chwila przerwy dla wytarcia ślinki*
      *wąchu wąch* HakuMor? Ej, Judar będzie zazdrosny.
      O, mówiłam, że będzie. Biedna Mor, nie miała z nim żadnych szans *tula Morgiankę*
      "– Uwierz, będę – powiedział lakonicznie.
      Nie podobała mu się ta odpowiedź." - oj, będą ostre seksy, ja to czuję moim yaoi-radarem.
      Omg, tak, HakuJu/JuHaku, nie ważne, kurna, biją się <3 <3 <3 kocham ich, no uwielbiam. "– Tak bardzo chcesz mieć skopaną dupę?" - oj, nie skopaną, bby =w=
      "Kouha objął go w pasie, trzęsąc się ze śmiechu." - OD POCZĄTKU ROZDZIAŁU CZEKAŁAM NA ALIHA!!! >w< to takie urocze, że go przytula i mizia, abwww, moje małe bby <3
      "Alibaba zignorował palce chłopaka, które muskały jego biodro." - Just kiss already.
      "- To Haku – powiedział Kouha tak, jakby to wszystko tłumaczyło." - Haku jest odpowiedzią na wszystko.
      "– Powinieneś tak chodzić na front" - ZGADZAM SIĘ, OMG, TAAAK.
      O, mówiłam, że będą seksy. Dzikie, ostre i namiętne seksy <3
      "– Wypierdalaj z tym kutasem, idź rżnąć rude dziwki – warknął." - Jak on uroczo okazuje to, że jest zazdrosny <3
      "– Mój – warknął Hakuryuu, przypierając go mocniej do ściany" - *znowu pisk fangirlsa* uwielbiam, jak podczas seksu dominujący mówi "Mój" do swojego kochania <3 <3 <3 zdobyłyście tym moje serduszko i już nigdy nie będę twierdziła, ze Haku jest lepszy jako uke ;w;
      "– Mój – zamruczał." KYAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
      "– Pieprz się – warknął, chcąc go uderzyć kolanem, ale Hakuryuu zareagował zbyt szybko, by mu się to udało.
      – Pieprzę. Ciebie " - bosz, HakuJu to moje życieeee >w<
      "Ta pierdolona menda zawsze potrafiła jakoś dobrać mu się do dupy." - :'DDD
      "– Rozdeptam je następnym razem – zapewnił z wrednym uśmiechem. – Pożałuje dnia, w którym tutaj trafiła i to będzie sama przyjemność patrzeć na to." - mimo że nie chcę, by Mor była bardziej bita, to... JUDAAAAR, BĄDŹ ZAWSZE TAKI ZAZDROSNYYYY >w<
      "– Z tobą? Kurwa, zawsze, nawet kundel potrafi być rozrywkowy – roześmiał się w odpowiedzi, lecz zaraz sapnął cicho, gdy Haku wyszedł z niego, łapiąc brutalnie za ramię i obracając przodem do siebie. Judal uśmiechnął się szeroko, z wyzwaniem, z zadowoleniem, gdy w oczach Hakuryuu pojawiło się to niesamowite coś, czego tak się bali wszyscy, co czyniło z Hakuryuu kogoś… zbyt niebezpiecznego. A Judal to uwielbiał, to pożądanie, jakie skierowane było tylko na niego." - ZAZDROSNY HAKUUUUUU >w< gardło mnie boli od piszczenia, przestańcie, plz *nieprzestawajcienigdy*
      "– Mój – powtórzył warkliwie Hakuryuu" - Kocham was, postawię wam świątynię HakuJu ;w;
      "– Wielkie, kurwa, dzięki za zabranie całej ciepłej wody" - ja bym się obraziła ;3; ciepła woda to świętość *tutaj wstaw wspomnienia z konwentu, gdzie jednego wieczora nagle przestała lecieć ciepła woda i Maaka prawie zepsuła prysznic usiłując to naprawić - i naprawiła*
      "Nie żeby łączyło go coś z Hakuryuu, nie poza seksem oczywiście. Ale zniszczy każdego, kto tylko spróbuje go tknąć." - zacytuję moją męską wersję z KnB, Takao - Aitsu tsundere dakara (czy jak to się pisało, geez, muszę się zacząć w końcu uczyć japońskiego).
      A na koniec pytanko - kiedy pojawi się moje drugie ukochane dziewczę, Kougyoku? <3 Błagam o nią na kolanach~ <3
      Weny życzę! A teraz idę spać *niechmisięprzyśniCassimwmundurzebłagam*

      Usuń
    2. I czemu raz napisałam Kassim, a drugi raz Cassim? Bosz, to przez tę maturę, wybaczcie to nieogarnięcie. ;3;

      Usuń
  4. Przeczytałam to już dwa dni temu, ale nie umiałam się zebrać do napisania żadnego rozsądnego komentarza. Przez cały rozdział krążyło mi po głowie ,,bieedny Alibaba...'' Wiem, że życie w wojsku to nie są przelewki i żadnej ciotki szczędzić nie będą, ale żal mi go gdy każdy depcze jego blond czuprynę. Mówiłam, że będzie się czuł jak gówno do kwadratu, w końcu dał się przerżnąć własnemu dowódcy ;P Judal naturalnie musiał go wdusić w błoto z tą swoją niunią, ja bym chyba zaczęła pyskować. Pewnie, nie opłaca się, tam słowo dowódcy to świętość, ale kurna, ileż można? Do Morgiany zapałałam sympatią, naprawdę fajnie wyszła - taki bezosobowy potwór, ale z opcją ,,bądźmy mili dla Alibaby''. Ogólnie w mandze lubię tą dziewczynę, no i nie sądzę by ich przyjaźń miała być czymś zdrożnym, no chyba że Judal w ramach zemsty na rudej dziwce jeszcze mocniej będzie wdeptywał Saluję w ziemię xD Kiedy czytałam o treningu Hakuryuu z Morgianą stwierdziłam, że nie wyglądaliby razem tak źle. Z drugiej strony nie wierzę, że jakoś bardziej rozwiniecie ten wątek, znaczy nadal będą ze sobą trenować, ale Haku nie zostawi Judala dla rudej dziwki xD
    Momenty EnAli przeczytałam pobieżnie, sama w sumie nie wiem czemu. Kouen wyszedł tutaj na takiego bardzo mądrego, dobrotliwego wujaszka, który z niewiadomych przyczyn zainteresował się dłońmi Alibaby. On chciał pomacać, ja wam to mówię xD Do tego Jafar będący pułkownikiem... Spodziewałam się prędzej, że Koumei nim będzie, a Kouen takim głównym dowódcą. No ale cóż, tak też jest dobrze ;D
    Końcówkę miałam ochotę ominąć, ale stwierdziłam że twarda jestem, nie jedne seksy czytałam, dam radę. Obraz tego mrocznego, zachłannego Hakuryuu jest taki piękny ;-; Gdy mówił to ,,Mój'' aż ciary mnie przechodziły *dlaczego, zerochan, dlaczego przez ciebie lubię tą kluskę* Tutaj te przekleństwa Judala pasują. Jego wybitnie ubogie słownictwo komponuje się z funkcją, jaką piastuje, a jego prowokacje są piękne. Nie zachowuje się jak tsundere, a jak wyjątkowo ciężki do ujarzmienia sukub, który choć nigdy tego nie przyzna, da się zdominować tylko jednej osobie. I kocha być przez niego w pełni zdominowanym.
    Czekam na kolejne rozdziały, naturalnie z niecierpliwością ;D Gdyby to nie wynikało z mojego wywodu to napiszę, że podobało mi się, ale myślę że nie wstawiłam tam krytyki xD Całuski i weny, Hibuś i Tess ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Kouen wyszedł tutaj na takiego bardzo mądrego, dobrotliwego wujaszka, który z niewiadomych przyczyn zainteresował się dłońmi Alibaby." - przysięgam, że upadłam, zwinęłam się ze śmiechu i wstać nie mogłam, tak mnie to urzekło XD Że chociaż zazwyczaj nie komentuję i rzadko odpowiadam na komentarze, to teraz to robię. Bo Kouen jest takim Tomaszem Judymem, praca i niesienie pomocy innym to jego powołanieee! *jęczy* Fakt, że można było zrobić Kouena i Koumeia w dowództwie, na samym szczycie, ale uznałyśmy, że lepszą fabułę dla EnAli uda nam się dograć do Kouena lekarza. Gdzie jest on po prostu ludzki, zwyczajny, będący normalnym człowiekiem, który w jakiś sposób jest daleki od tego całego szaleństwa. Coś na zasadzie, hm, takiej ostoi dla Saluji? Chyba tak. Takie typowo wojskowe seksy miał z Judalem, obłąkanego Kouhę ma na co dzień pod ręką, a z Hakuryuu... z Hakuryuu to nigdy nic nie wiadomo. Brakowało nam kogoś, kto będzie normalny, kto będzie inny niż całe to wojskowe szaleństwo.

      "Haku nie zostawi Judala dla rudej dziwki" - wątek JuHaku mamy rozplanowany od początku do końca, ale kto wie, kto wie... *nuci*

      "Końcówkę miałam ochotę ominąć" - wyobrażam sobie, że dla fanki JudAla musiało to być ciężkie ;^; A gdybym miała wskazać coś, co naprawdę lubię w naszym ff, to byłoby to właśnie to ubogie słownictwo Judala, który mądrością nie grzeszy, ale bluzgać umie jak nikt inny ♥

      Dziękujemy pięknie za komentarz! Twoje zdanie i uwagi są bardzo mile widziane, mam nadzieję, że nie zawiedzimy w następnych rozdziałach T^T Damy z siebie wszystko! *salutuje*

      Usuń